Wychowanie a "Prawa Dziecka"

     Prawa dziecka u swych podstaw miały dobre założenia. Organizacja międzynarodowa tworzyła te prawa z myślą o warunkach afrykańskich, gdzie dzieci były nieludzko traktowane. Później te prawa przeszczepiono na tereny krajów Europy. Jednak w sytuacji europejskiej przyniosły negatywne skutki, ponieważ są uzasadnione tylko w przypadkach patologicznych rodzin i sadystycznych nauczycieli.
W sytuacji zdrowej rodziny i normalnej szkoły prawa dziecka wyrządzają krzywdę rodzinie i szkole. Nie można wszystkich rodzin traktować jako siedliska zła. Nie można też odbierać rodzinie prawa do zrodzenia i wychowania dziecka. I dlatego żadna organizacja nie powinna ingerować w podstawowe prawo rodziny do wychowania dzieci i nie może ograniczać tego prawa.
     Dziś prawa dziecka przyjęły niebezpieczną postawę względem odpowiedzialnych rodziców i szlachetnych nauczycieli. Jeżeli te prawa będą egzekwowane przez dobrych ludzi, to nie będzie takiego niebezpieczeństwa. Jednak w praktyce zdarza się, że prawami dziecka manipulują ideolodzy. Podpierają się oni tymi prawami wtedy, gdy sami nie są odpowiedzialni i postępują gorzej niż dzieci. Dorosły, który sam nie panuje nad sytuacją, pogrąża się coraz bardziej, gdy tę sytuację chce rozwiązać rękami dzieci, które nie są jeszcze w pełni obiektywne, nie mają dojrzałych podstaw prawidłowej oceny i odpowiedniej wiedzy. A tu wprowadza się nawet prawo opiniowania nauczyciela przez dzieci. Żeby jednak dziecko mogło mieć swoje dobre i mądre zdanie na jakiś temat, musi przyjąć obiektywną prawdę, którą przekażą mu rodzice, katecheci i nauczyciele. Gdy dziecko pojmuje swoją wolność w ten sposób, że nie musi przyjmować prawd i twierdzeń matematycznych - tylko może mieć swoje zdanie na ten temat - to nigdy nic z tego przedmiotu nie będzie wiedzieć i nauczanie takiego dziecka zostanie pozbawione sensu. Podobnie ma się sprawa z zasadami moralnymi. Jeżeli uznamy, że dziecko mimo nauki religii może mieć swoje zdanie, to nauczanie nie spełni swojej roli. Natomiast później takie dziecko nie będzie miało żadnych wartości ludzkich i demokracja w jego wydaniu skończy się tragicznie. Gdy będzie miało odmienne zdanie na temat piątego przykazania, to historia jego życia zakończy się w więzieniu i tam będzie kres jego fałszywej demokracji. Dlatego nie przesadzajmy z demokracją dzieci. Nie ma demokracji do odrzucania dobrego wychowania, bo przerodzi się to w samowolę. Prawdziwa demokracja polega na dążeniu w kierunku dobra. I trzeba stwierdzić, że żaden człowiek, a w szczególności dziecko, nie ma prawa do negowania obiektywnego dobra i prawdy. Gdyby dziecko miało takie prawo, to absurdalne byłoby nauczanie i wychowanie. Praktycznie można stwierdzić, że obecnie proponowane prawa dziecka odbierają dzieciom prawo do dobrego wychowania.
     Prawa dziecka chce się sprowadzić do uświadomienia, jak dzieci mają od rodziców egzekwować swoje egoistyczne zachcianki. Przez niektórych fałszywych ideologów akcentowane są tylko prawa, a milczeniem pomija się obowiązki dzieci. Jeżeli dziecko wypełnia swoje obowiązki, to dorośli szanują jego prawa. Natomiast, gdy dziecko domaga się tylko swoich praw, a przy tym dochodzi do karygodnych wybryków, to jest tu chyba jakieś nieporozumienie. W Szwecji dziecko, które zarobiło na klapsa od rodziców lub mimo próśb nie dostaje na śniadanie lodów, może zadzwonić pod specjalny numer i niczym Pawka Morozow donieść na swoich rodziców. Odpowiednie instytucje - złożone z fanatyków traktujących rodzinę jako największe siedlisko patologii - zajmują się karaniem rodziców. Natomiast w Stanach Zjednoczonych tematem dyżurnym jest molestowanie seksualne dzieci. Dlatego każdy zdrowy i szlachetny przejaw rodzicielskiej miłości - pocałunek, wzięcie dziecka na kolana czy przytulenie pociechy - może być zaczynem sprawy sądowej. Z tego wniosek, że prawa dziecka sprowadzone są do instruktażu jak posadzić tatusia za kratki.
     Kiedy zobaczyliśmy teatrzyk pod tytułem: „Sejm Dziecięcy”, zorganizowany z okazji Dnia Dziecka, zrozumieliśmy jak wdzięcznym narzędziem politycznym są dzieci. Powiedzą wszystko, co się im każe; wręczą nagrody tym, których się wskaże; przegłosują wszystko, czego życzą sobie organizatorzy przedstawienia. Ktoś, kto powiedziałby prawdę - czyli, że dzieciaki nie mogły być szczere, bo o większości spraw nie mają pojęcia - wystawiłby się na śmieszność i zostałby postawiony w roli opozycjonisty dzieci. Nie wiadomo także, skąd wziął się w niektórych szkołach pomysł „losowania numerów”. Jest to mała manipulacja moralna, której celem jest ograniczenie praw nauczyciela do odpytania i sprawiedliwej oceny ucznia. Przez to dzieci traktuje się jak numery, a nie jak osoby. Powoduje to utratę tożsamości dziecka. Szanuję i kocham dzieci, zależy mi aby były szczęśliwe i dlatego występuję przeciwko źle pojętym tzw. „prawom dziecka”, które są wymierzone przeciw dzieciom, rodzicom oraz dobrym nauczycielom.
     Niektórzy mówią: „tworzymy prawa dziecka, by przeciwdziałać krzywdzie dziecka”. I choć nie można wątpić, że część działaczy na rzecz praw dziecka w te słowa wierzy, to delikatnie mówiąc - są one dalekie od prawdy. Tendencje, by tworzyć dla dzieci specjalne prawa, wiążą się z przekonaniem, że dzieci tych praw potrzebują. Skąd taki wniosek? Przyczyną może być: nieznajomość lub świadome ignorowanie istniejącego już prawa albo wnioskowanie o dyskryminacji dzieci na podstawie pojedynczych zdarzeń. Tymczasem o dyskryminacji prawnej dzieci nie może być mowy, bo w prawie karnym są już odpowiednie paragrafy, z których wynika, że za maltretowanie dziecka idzie się do więzienia. Jeśli działacze na rzecz dzieci uważają, że egzekwowanie istniejących już przepisów jest niewystarczające, to niech skierują wysiłki w kierunku przestrzegania prawa. Przecież odpowiednie prawo już istnieje, więc dlaczego chcemy je dublować? Dublowanie praw ma na celu rozmycie prawdziwego i jasnego spojrzenia na sprawę. Ideolodzy chcą w ten sposób manipulować dziećmi na swój użytek. Trzeba bronić się przed takim traktowaniem dzieci.
     Mówienie, że prawa dziecka pomagają, można włożyć między bajki. Tak naprawdę, to w rzeczywistości chodzi o parawan dla innych niebezpiecznych postulatów. Twórcy praw dziecka [czyli organizacje międzynarodowe i rządzący] przekonani są, że to oni lepiej wiedzą od rodziców, co dla dzieci jest dobre. Rodzina jest traktowana przez pryzmat jakości politycznych, a dzieci to „mniejszość”, którą trzeba obdarzyć przywilejami. Trzeba dodać, że wprowadzenie zasad politycznych w życie rodzinne jest pomysłem nie tylko śmiesznym, ale i bardzo szkodliwym. Proponowane przywileje idą w kierunku modelu szwedzkiego, w którym rodziny - dzięki tak idiotycznemu prawodawstwu - już prawie nie ma.
      „Prawa dziecka” proponują, by dzieci miały całkowitą swobodę w doborze towarzystwa. W październiku 1997 roku podniesiono wielki szum, gdy policja w niektórych miastach postanowiła w godzinach nocnych legitymować dzieci, które błąkają się po ulicach i odwozić ich do „Izby Dziecka”. Decyzję podjęto, gdy młodociani mordercy dokonali kilku nocnych zbrodni. Wtedy Rzecznik Praw Dziecka powiedział, że jest to ograniczanie praw dzieci. W takim kontekście można stwierdzić, że w rzeczywistości jest on rzecznikiem praw chuliganów, bo dzieci w nocy grzecznie śpią w domu, a chuligani błąkają się po ulicach. Taka postawa obronna nie ma nic wspólnego z troską o dzieci. Ponadto nawet rodzicom zabrania się zakazywać własnemu dziecku przesiadywania z kolegami narkomanami. Zaleca się raczej, by rodzice powiedzieli: „Idź synku, to twój przywilej stworzony dla twojego dobra. Nie ćpaj! Masz prawo spotykać się z kim chcesz i robić co chcesz, to święte twoje prawo”.
     Twórcy praw dziecka nakazują, by poglądy dzieci były szanowane, nawet te, o których dowiedzieliby się na edukacji seksualnej. Dziecko ma być partnerem, niemal stroną polityczną, z którą rodzice mają prowadzić negocjacje. Co z tego wynika? Właśnie to, że dziecku nic nie wolno nakazać, ani go przestrzec i że każdą kwestię należy z nim przedyskutować. Ale jak można ustępować człowiekowi, który nie jest w pełni dojrzały i odpowiedzialny? Nie wolno dziecku nałożyć czapki wbrew jego woli, ale wymaga to pertraktacji. Jeżeli nie zechce, to niech raczej odmrozi sobie uszy. Oto tzw. przywilej niby dla dobra dziecka. Wreszcie okrasza się to wszystko hasłami miłości dziecka. Ale jeśli naprawdę kocha się dzieci, można dla nich zrobić wiele dobrego, nie obrzydzając im przy tym rodziców. Z dzieckiem trzeba prowadzić mądre i szlachetne rozmowy, kształcące i wychowawcze, aby życie małego człowieka było budowane na prawdziwych wartościach i pięknych ideałach, a dokonamy tego, gdy pomożemy rodzinom. Żadne prawo nie może izolować dziecka od jego rodziców. Prawa dziecka oderwane od praw rodziny są destrukcyjne.
     Przy analizie wszelkich libertyńskich rozwiązań względem rodziny na myśl nasuwają się słowa pewnego uczonego, który na te wszystkie absurdy miał następujący argument. Mówił, że: Rodzice i tak w sposób naturalny i rozsądny, zrobią wszystko, żeby wychować dzieci w taki sposób, by za parę lat one nie poderżnęły im gardła. To optymistyczne stwierdzenie pozwala sądzić, że rodzice nie pozwolą swoim pociechom przebywać w złym towarzystwie, skarcą, gdy dzieci zrobią źle, a gdy będzie zimno, to założą im czapki. Tylko człowiek, który za wychowawcę ma Boga, potrafi być dobrym wychowawcą. Nie będzie dla dzieci pobłażliwy, ale będzie mu zależeć na dobru dzieci i na poszanowaniu ich godności. Na dobro dziecka należy patrzeć przyszłościowo, czyli tak, żeby w przyszłości było odpowiedzialne za siebie. Także nauczyciel, który nie nauczy dzieci prawdy, tylko pozwoli im, żeby one miały dalej swoje niedojrzałe zdanie na dany temat, nie jest dobrym nauczycielem. Przecież nie można dopuścić do tego, żeby problem nie został wyjaśniony, a dzieci pozostawione z tym problemem.
     Prawa dziecka, interpretowane przez dobrych dyrektorów i pedagogów, nie są niebezpieczne. Jednak nie można udzielać tylko instruktażu praw, ale pamiętać także o obowiązkach i kulturze zachowania dzieci. Pedagog szkolny nie powinien występować w roli ideologa, który stoi na straży liberalnego wychowania i ślepo broni praw dziecka, stopniowo doprowadzając do niszczenia wszelkich praw wychowawczych. Tylko w przypadkach patologicznych zachowań starszych, prawa dzieci są konieczne. W tym miejscu, dorosły człowieku, zastanów się jaki jesteś? Czy kierujesz się według praw ustanawianych przez ideologów, czy według niezastąpionych praw Bożych? Bóg wychowuje nas przez całe życie. Daje się to zauważyć, gdy wrażliwi, wierzący i pojętni uczniowie Boga są spokojni. Natomiast ci, którzy chcą mieć swoje własne zdanie, bardzo błądzą i nie mają żadnego spokoju. Wychowując innych, sam ciągle muszę się wychowywać w szkole Pana Boga!