Wątpliwości świętego Piotra

     Pewnego razu Jezus i Piotr dotarli w swojej wędrówce do jednego gospodarstwa w Katalonii, wznoszącego się wśród drzew uginających się pod ciężarem złocistych owoców, które właśnie mieli zbierać wieśniak, jego żona i ich syn. Było upalnie i święty Piotr powiedział:
- Mistrzu, upieczemy się żywcem! Nie mogę się nawet odważyć na zdjęcie kapelusza, by otrzeć pot. Niewiele zostało mi włosów na głowie i mógłbym dostać porażenia słonecznego.
- Jeszcze trochę cierpliwości, mój poczciwy Piotrze, zaraz odpoczniemy w tym gospodarstwie i parę łyków zimnej wody przywróci nam siły, gdyż Ja też umieram z pragnienia.
     Tak więc Jezus i święty Piotr dotarli w końcu do gospodarstwa i usiedli w cieniu czereśni. Wieśniacy, widząc obcych, przybiegli, by ich przywitać. Było to małżeństwo i czternastoletni syn, nader bystry i mocny.
- Wejdźcie i odpocznijcie chwilę - powiedziała wieśniaczka.
- Dam wam coś do picia. - I po chwili przyniosła zimną wodę z cukrem.
- Widzi mi się - powiedział święty Piotr - że w tym roku zbiór jest dobry.
- Bardzo dobry, dzięki Bogu, który był łaskawy dla naszych pól - odpowiedziała wieśniaczka.
- Macie więc w spichrzu zboża na cały rok - zauważył święty Piotr.
- Nawet jeszcze więcej, gdybyśmy go nie sprzedawali. Ale cały zbiór zawieziemy na targ, gdyż chcemy, by za te pieniądze nasz chłopak wykształcił się choć trochę.
- A co będziecie jeść?
- Wystarczy nam kukurydza, która tego roku też dobrze obrodziła.
     Zanim wyruszyli dalej, wieśniaczka poprosiła, żeby poczekali, to chłopak nazrywa trochę czereśni. Będą mogli posilać się w drodze. Nazbierał ich pełną chustę, a były naprawdę wyśmienite. Dwaj wędrowcy spożywali je, wspinając się na wzgórze.
- Zda mi się, że to ludzie poczciwi i dobrzy chrześcijanie - rzekł Piotr.
- Z pewnością, synu - odparł Jezus - lecz pospieszmy się, gdyż ta chmura nadciągająca z zachodu jest brzemienna burzą i dogoni nas zanim znajdziemy schronienie, jeśli będziemy marudzić.
     Kiedy dotarli do szałasu na szczycie wzgórza, burza szalała już nad gospodarstwem, gdzie tak dobrze ich przyjęto. Potem niebo rozpogodziło się i wyruszyli dalej, ale jeszcze przedtem Piotr spojrzał na gospodarstwo i wydał okrzyk zdumienia. Grad zniszczył pole kukurydzy i żyta, i strącił owoce z drzew. Również Jezus dostrzegł zniszczenia, ale nie powiedział ani słowa. Chmura smutku okryła wówczas twarz świętego Piotra.
- Cóż się stało, mój poczciwy Piotrze? - spytał Mistrz.
- Mistrzu, czyż nie zgodziłeś się ze mną, że ci ludzie tam w dole są zacnymi chrześcijanami.
- Ależ tak, Piotrze, to poczciwi ludzie.
- Czemu zatem...?
- Mój drogi, dlaczegóż to poddajesz w wątpliwość mądrość i sprawiedliwość mojego Ojca? - zapytał Jezus z uśmiechem.
- Mistrzu, proś, żeby mi wybaczył! - wykrzyknął wówczas Piotr z płaczem, albowiem kiedy Jezus do niego mówił, światło Boże oświeciło jego umysł i wszystkie wątpliwości ulotniły się.
- Piotrze, Ojciec mój powiedział: "Błogosławieni ubodzy w duchu" - rzekł Jezus. I nie dodał już ani słowa. Poszli dalej i zaczęli mówić o czym innym.
     W swojej wędrówce Jezus i święty Piotr dotarli do jednego pustelnika, który mieszkał wśród strasznej pustyni. Wilki wyły tam niby potępione dusze.
- Mistrzu - oznajmił święty Piotr - nie pójdę dalej, choćby miano mnie zabić!
- Czemuż to Piotrze? Także wilki wyją tylko wtedy, gdy mają na to pozwolenie od Boga.
- Zgoda, Panie, lecz wolałbym, żeby nie pożarły moich trzewi!
- Nie lękaj się - uspokoił go Jezus - żyje tu wszak święty pustelnik i da nam jakiś kąt na noc.
     Jezus i święty Piotr odnaleźli pustelnika, który okazał wielką miłość bliźniego i dał im chleb, orzechy i zimną wodę w złotym pucharze wysadzanym diamentami, co wprawiło w osłupienie Piotra. Pustelnik spostrzegł to i pospieszył zaspokoić ciekawość swojego gościa.
- Z pewnością - rzekł - dziwujecie się, widząc, że pokorny sługa Boży, przywykły żywić się ziołami i korzonkami, ma taką drogocenną rzecz.
- Oczywiście, że się dziwuję! - wykrzyknął święty Piotr.
- Musicie więc wiedzieć, że byłem niegdyś bardzo bogaty i od dzieciństwa nawykłem rzucać pieniędzmi na prawo i lewo. Potem Bóg przemówił do mego serca i postanowiłem wyrzec się doczesnej marności. Rozdałem biednym wszystko, co miałem, poza tym pucharem, i poszedłem na pustynię, zapominając o życiu ziemskim i bez reszty poświęcając się życiu wiecznemu.
- To, co mi powiadasz - odparł Piotr - jest nader chrześcijańskie, lecz czemu zachowałeś ten puchar, który, o ile pojmuję, wart jest mnóstwo pieniędzy?
- Gdyż jest to dar od króla i, prawdę mówiąc, nie potrafiłem zdobyć się na to, by pozbyć się rzeczy, która tyle zaszczytu mi przynosi. Cóż powiecie? Nie wydaje się wam piękny?
- Jeszcze jak! - wykrzyknął Piotr.
- A nie sądźcie, że zdobią go fałszywe kamienie! To wszystko klejnoty najczystszej wody, i każdy z nich wart jest majątek!
     Kiedy nadeszła pora, pustelnik przygotował wygodne posłanie z wonnego siana i Jezus oraz święty Piotr zaraz ułożyli się do snu, gdy tymczasem on sam wyszedł, by modlić się do Boga wśród nocnego chłodu. Kiedy wstali, zobaczyli, że pustelnik przygotował już dla nich chleb, orzechy i zimną wodę w sławetnym pucharze.
- Jedzcie do syta - rzeki - ja zaś muszę was opuścić, gdyż czekają mnie modlitwy. Oby Bóg dał wam dobrą drogę i sprawił, byśmy mogli spotkać się w chwale niebieskiej, jeśli nie zobaczymy się już na tej ziemi!
     Jezus i święty Piotr podziękowali mu za wszystko i pozwolili, by odszedł do swoich spraw, a sami, najadłszy się do syta, wyruszyli dalej.
- Zda mi się Mistrzu - zauważył po jakimś czasie Piotr - że ten pustelnik jest naprawdę mężem Bożym.
- Powiedziałem ci wszak, że to człek święty - odparł Jezus.
     Po chlebie i orzechach na śniadanie wędrowcy poczuli wielkie pragnienie. Długo musieli szukać, ale wreszcie znaleźli zdrój u stóp drzewa. Jednak żeby się napić, trzeba było położyć się na ziemi. Święty Piotr już miał to właśnie uczynić, ale Boski Mistrz powstrzymał go, mówiąc:
- Poczekaj, mam przy sobie coś, co pozwoli uniknąć tych niewygód. - I ku wielkiemu zdumieniu Piotra wydobył z sakwy cenny puchar pustelnika.
- Mistrzu... - wymamrotał apostoł wybałuszając oczy - co za diabeł Cię podkusił?...
- Pij, umiłowany Piotrze - rzekł niewzruszony Pan. Napili się obaj, a potem Jezus włożył z powrotem puchar do sakwy i ruszyli dalej.
Wszelako święty Piotr czuł się jakoś nieswojo z powodu zasmucenia.
- Przyjacielu mój - powiedział wtedy do niego Pan - czemuż to znowu się zasmuciłeś?
- Mistrzu - odpowiada Piotr - czy jesteś pewny, że Twój Ojciec zgadza się z tym, coś uczynił?
- Oczywiście. Ale ty - rzekł Pan z powagą - nie pojmujesz, gdyż jesteś ubogi w duchu.
- Co tu ma do rzeczy ubóstwo w duchu? - wykrzyknął Piotr i aż tupnął. - Ten święty człowiek dał nam do jedzenia wszystko, co miał najlepsze, dał nam posłanie na noc, śniadanie. Potem okazuje nam ufność, pozostawiając nas samych w swoim szałasie, choć ma tam puchar, który jest prawdziwym skarbem. A my w podzięce za to wszystko kradniemy mu tę drogocenną rzecz! Jeśli nie jest to czyn niegodziwy, niechaj Bóg rozsądzi!
- Już rozsądził.
- I pochwalił?
- W ten sposób spełniła się Jego wola, mój Piotrze.
     Nagły promyk światła, który rozjaśniał umysł Piotra za każdym razem, kiedy Jezus uśmiechał się, błysnął i w tej chwili. Apostoł przelał łzę skruchy i ukojenia, a potem poszli dalej, rozmawiając o czym innym.
     W swojej wędrówce Jezus i święty Piotr dotarli nad szeroką i głęboką rzekę, którą trzeba było przepłynąć w łodzi. Łódź była uczepiona u brzegu, ale nigdzie nie było śladu przewoźnika. Święty Piotr, który był wszak rybakiem, chciał sam ująć wiosła i przeprawić się, ale Jezus go powstrzymał. I oto wkrótce przewoźnik wyszedł z kościoła na wzgórzu. Był tak zasmucony i nachmurzony, że święty Piotr zaraz pomyślał, iż pewnie wraca z pogrzebu. Przewoźnik przeprosił, że musieli czekać, i przeprawił ich na drugi brzeg, ale przedtem pokrzepił smażonym pstrągiem i dobrym winem. Kiedy znaleźli się już blisko drugiego brzegu, Jezus wyjął z kieszeni dłuto, które zawsze nosił ze sobą od czasu, kiedy pracował jako cieśla w warsztacie swojego ojca, i zrobił dziurę w dnie łodzi. Potem zakrył ją stopą, żeby nie dostała się woda do łodzi.
     Dobili wreszcie do brzegu i przewoźnik nie chciał żadnego wynagrodzenia ani za posiłek, ani za przewóz. Wędrowcy wyskoczyli z łodzi i oddalili się, ale Piotr usłyszawszy krzyk, odwrócił się i zobaczył, że łódź wraz z przewoźnikiem idzie na dno.
- Mistrzu - wykrzyknął przerażony - ratujmy tego człowieka, gdyż tonie!
- Pozwólmy, by spełniła się wola Ojca - odparł Jezus - Po to przecież przedziurawiłem dno łodzi, kiedy byliśmy na rzece.
- To przechodzi wszelkie granice! - wykrzyknął Piotr.
- Raz jeszcze, Piotrze - rzekł wówczas surowo Jezus - muszę powtórzyć, że nie możesz pojąć tych rzeczy, gdyż jesteś ubogi w duchu.
     Ale zaraz potem uśmiechnął się i wtedy tajemniczy promyk światła rozjaśnił znowu umysł apostoła, który z płaczem pochylił pomarszczone czoło, kiedy ruszał za Jezusem.
     W swojej wędrówce Jezus i święty Piotr dotarli do wioski, gdzie nie znali nikogo, a zrobiło się już ciemno. Na progu jednego z domów zobaczyli mężczyznę i zapytali go, gdzie mogliby spędzić noc. Ten zaś wyglądał na nieco podchmielonego i odparł, żeby poszli spać do diabla, i dwaj wędrowcy schronili się pod portykiem pobliskiego kościoła.
     Kiedy obudzili się o świcie, zobaczyli, że na progu gospody leży na ziemi jakiś człek, więc podeszli, by zobaczyć, czy umarł, czy też śpi. Był to pijak, który miał jeszcze koszulę nasączoną winem, ręce i twarz podrapane, a ubranie całe w strzępach.
- Chodźmy - powiedział święty Piotr - śpi jak zabity. Paskudną przywarą jest zamiłowanie do kieliszka. Gdybym był królem, kazałbym wsadzić do więzienia wszystkich pijaków.
- Mój Piotrze - odparł Jezus - niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto jest bez winy.
A potem zwracając się do śpiącego:
- Wstań, bo już dzień.
Pijak obudził się, wymamrotał słowa przeprosin i poszedł sobie którąś uliczką.
- Coś takiego! - wykrzyknął Piotr, przyjrzawszy się lepiej.
- Czyż to nie ten, który wczoraj tak źle się z nami obszedł?
- Z pewnością - odpowiedział Jezus. I dogoniwszy pijaka, zatrzymał go, a Piotr patrzył na Niego takimi oczyma, jakby chciał go pożreć. Wtedy Jezus wyjął z sakwy cenny puchar, dał go pijakowi i rzekł:
- Weź ten puchar, dobry człowieku, jest wart dużo pieniędzy. Sprzedaj go i uczyń taki użytek, jaki podoba się Bogu. Tamten wziął puchar, roztapiając się we łzach wdzięczności i zniknął w uliczce. Chmura, jaka w tym momencie okryła twarz świętego Piotra, była barwy atramentu.
- Mistrzu - wykrzyknął apostoł, nie mogąc już się powstrzymać - wydaje Ci się sprawiedliwe i mądre, by Twój Ojciec wynagrodził w ten sposób wstrętnego pijaka, który...
- Bacz, Piotrze - przerwał mu surowym głosem Jezus. - Twoja wiara chwieje się i trzeba ją umocnić, ponieważ mój Ojciec chce zbudować na tobie dzieło na świecie największe i najtrwalsze!
I to mówiąc, wziął świętego Piotra za rękę i poszedł, by usiąść wraz z nim pod portykiem kościoła.
- Posłuchaj mnie uważnie - podjął Boski Mistrz - a przekonam cię, że nim się zacznie osądzać sprawiedliwość mojego Ojca, trzeba wiedzieć, jak obracają się tajemne koła przeznaczenia. Czy pamiętasz na przykład tych poczciwych wieśniaków, którym burza zniszczyła zbiory przeznaczone na opłatę za naukę syna? Chcieli, by został pisarzem, a sprowadziłby biedę i zamęt na cały kraj. Pośród nieszczęść skończyłby w więzieniu i rodzice umarliby ze zgryzoty. Ponieważ jednak rodzina straciła środki potrzebne, by zrobił karierę, chłopak zostanie uczciwym jak oni wieśniakiem, a rodzice będą żyli u jego boku długo i szczęśliwie, jak i on ze swoimi dziećmi, i kiedy umrze, zasiądzie po prawicy Ojca.
     Co się tyczy pustelnika, który tak szczodrze nas ugościł, potrzebował jednego tylko, by stać się naprawdę świętym: wyzbyć się tej cieniutkiej nici próżności, jaka wiązała go jeszcze z ziemią. Spełniłem wolę Ojca i zerwałem tę nić, zabierając mu złoty puchar, który zachował przez niemądrą dumę, gdyż dostał go od króla. Pustelnik raduje się teraz wieczną szczęśliwością w królestwie błogosławionych.
     Przewoźnik, który na naszych oczach utonął wczoraj w rzece, splamił się straszliwymi winami: wrzucił do wody wielu podróżnych, by ich obrabować, a chociaż niejeden raz skruszył się, ciągle popadał w ten sam występek. Wczoraj natomiast był w stanie łaski, gdyż dopiero co zakończył spowiadać się ze swoich grzechów i okazał szczerą skruchę. Umarł i wstąpił prosto do nieba. Gdyby żył, grzeszyłby nadal i skończyłby w piekle. Wreszcie człowiek, któremu dałem puchar, był niegdyś szanowanym wieśniakiem, ojcem wielu dzieci. Utracone zbiory, choroby i inne biedy sprawiły, że wziął na swoje barki ciężar długów, które były dlań nieznośną udręką. Żeby zapomnieć o swoich nieszczęściach, szaleniec zaczął się upijać. Teraz za to, co uzyska ze sprzedaży pucharu, spłaci wszystkie długi, uratuje swoją rodzinę i wtedy wszyscy oni wejdą na drogę, która wiedzie prosto do nieba!
- O Panie - wykrzyknął Piotr z płaczem - proś swego Ojca, by zmiłował się nade mną!
- Mój poczciwy Piotrze - rzekł Jezus z uśmiechem - należysz do tych ubogich w duchu, których mój Ojciec nazwał błogosławionymi, gdyż wejdą do królestwa niebieskiego!
Antonio de Trueba, Leggende cristiane, Milano 1963, s. 348-353