Nagich przyodziać

     Alex prowadził swojego starego dżipa pustynnym szlakiem, wyżłobionym kołami ogromnych cystern do przewożenia ropy naftowej. Właśnie przeżywał coś, co można by nazwać wakacjami. Zmęczony i wyjałowiony kilkoma latami wytężonej pracy apostolskiej, postanowił uciec na pustynię, by wziąć głęboki oddech i zastanowić się nad swoim życiem duchowym, które ­powoli rwało się na strzępy.
     Upał, który w środku dnia dochodził do 50 stopni Celsjusza, teraz, pod wieczór, zdecydowanie zelżał. Mogło być 25, najwyżej 27 stopni. Wreszcie dało się swobodnie oddychać, był więc w dobrym nastroju, zwłaszcza że w oddali zobaczył zarysy wioski murzyńskiej, której od paru godzin już się spodziewał. Będzie mógł nabrać do baniaków świeżej wody, może też uda mu się kupić coś do jedzenia. Zadowolony, mocniej wcisnął pedał gazu. Gdy dotarł na skraj wioski, przed jednym z małych białych domków zobaczył siedzącego na kamieniu starca. Był prawie nagi i trząsł się z zimna. „Przy takiej temperaturze! Pewnie jest chory” – doszedł do wniosku Alex. I już, już miał sięgnąć po jeden z dwóch koców, które leżały na tylnym siedzeniu dżipa, zawahał się jednak. „Nie – pomyślał – to byłoby nierozsądne. A co, jeśli dzisiejszej nocy będzie mi potrzebny? W nocy temperatura może spaść do zera”.
     Następnego dnia znów przemierzał szlak. Zbliżała się pora sjesty. Zatrzymał wóz przy skale, która rzucała akurat tyle cienia, by osłonić głowę przed palącym słońcem. Otworzył tylne drzwi, by wyjąć z samochodu matę, wodę i worek z jedzeniem. Jego uwagę przykuły leżące na tylnym siedzeniu dwa ciepłe koce. Przypomniał mu się stary Murzyn. „Nagich przyodziać… nagich przyodziać… nagich przyodziać” – zaczęło mu brzęczeć w głowie. Starał się nie zwracać uwagi na uporczywy głos. Wziął matę, wodę, worek z jedzeniem i usiadł w cieniu skały. Przymknął oczy. Próbował zasnąć, lecz wciąż miał przed oczami obraz starego Murzyna trzęsącego się z zimna – jak oskarżenie, które nie pozwala zaznać spoczynku. „Może nie przeżył dzisiejszej nocy? Dlaczego nie dałem mu tego koca? Dlaczego nie poszedłem za tym pierwszym odruchem miłosierdzia? Czy moja skóra jest więcej warta niż jego?” – tysiące pytań w jednej chwili przebiegło Alexowi przez głowę. Z pewnością mógłby udzielić na nie rzeczowej odpowiedzi, w końcu był teologiem. Tylko po co? Wczoraj może miałoby to jeszcze jakiś sens – dzisiaj z pewnością było za późno. Przez resztę wakacji na pustyni dwa ciepłe koce będą jak wyrzut sumienia leżeć na tylnym siedzeniu. /div>
Opowiadanie zostało napisane na podstawie książki Carlo Carretto "Listy z pustyni"
Dorota Krawczyk