Świętość w normalności

Grzegorz WesołowskiPotrzebujemy świętych. Są nam oni potrzebni jak nigdy. Potrzebujemy świętych nie tylko tych z odległego średniowiecza czasem cukierkowatych i nie pasujących do rzeczywistości naszego wieku, ale naszych zwyczajnych prostych i czytelnych. Nasze czasy domagają się wzorów do naśladowania, autorytetów, ludzi którzy pokażą jak żyć by nie stracić właściwej orientacji. Tacy ludzie są jak busola jak kompas w ręce kiedy wędrujemy przez ciemny gąszcz życiowych zmagań. Chodzi tu przede wszystkim o młodych. Walka o młodego człowieka ciągle trwa. Zawodzą się na dorosłych którzy nie raz swoim postępowaniem niszczą ich idealizm i sprawiają zawód.

Historia tego dwudziestoletniego chłopca jest zadziwiająca a jego pogrzeb był wielką manifestacją potwierdzającą jak ważne jest odnalezienie swojego miejsca w skomplikowanej rzeczywistości.

Umarł nagle. Dzień jego przejścia w świat nowy i piękniejszy był dniem normalnych zajęć na studiach po których z przyjaciółmi i rówieśnikami chciał jeszcze rozegrać mecz siatkówki. Łączyło ich nie tylko zamiłowanie do tego sportu ale wspólne przyjazne rozmowy wypady na frytki oraz wspólna modlitwa. Kilka dni temu w grupie apostolskiej którą prowadził Grzegorz w parafii jako przykładny animator zadał uczestnikom pytanie w kontekście uroczystości Wszystkich Świętych jak wyobrażają sobie świętość. Przez godzinę zmagali się z odpowiedzią bo każdy inaczej widział aureolę tego niezwykłego zaszczytu. Według niego byś świętym to być normalnym. Kochał życie i był jego świadkiem. Jak napisali koledzy i koleżanki pod jego zdjęciami na "Naszej Klasie" był zawsze uśmiechnięty i ten uśmiech oraz szalone pomysły sprawiały że zjednywał sobie ludzi którzy lgnęli do niego zapalani apostolskim entuzjazmem. Widział w swoim życiu cel i sens poświęcania się dla drugiego. Ukradkiem wymykał się do parafialnego kościoła dyskretnie pytając mamy czy może i czy przypadkiem nie będzie to przeszkodą w domowych obowiązkach. Nabożeństwo różańcowe i msza św. w dzień powszedni były odskocznią od codziennych zajęć a zarazem źródłem siły wewnętrznej którą dostrzec można było z jego promieniejącej twarzy i radosnego wzroku. Pojawiała się myśl o kapłaństwie ale czuł się jeszcze niedojrzały do podjęcia takiej decyzji. Potrzebował czasu choć pewnie nie zdawał sobie sprawy że w ziemskim wymiarze miał go już niewiele... Wszędzie go było pełno szczególnie tam gdzie rysowała się szansa na pomoc drugiemu człowiekowi jak choćby w straży pożarnej. Wysportowany od razu znalazł się w drużynie siatkówki swojej uczelni.

Grześ miał łatwość nawiązywania kontaktów międzyludzkich szczególnie jeśli chodzi o współpracę z każdym nowym diakonem który przychodził do parafii na roczną praktykę. Zaświadczył o tym ks. prałat Stanisław Krupa – proboszcz parafii który powiedział iż zostanie po nim puste miejsce przy ołtarzu jako lektora czytającego Słowo Boże i trudno będzie zastąpić je kim innym. Tak bardzo Grzesiu przypominałeś patrona studentów i ludzi gór bł. Pier Gorgia Frassatiego w swoim sposobie bycia i apostolstwie.

Na tydzień przed najważniejszym dniem życia spotkała go jego nauczycielka od biologii kiedy prowadził w góry swoich młodych przyjaciół by im pokazać piękno tatrzańskiej przyrody. Grzegorz mimo swoich dwudziestu lat wiedział gdzie jest jego miejsce i co jest najważniejsze w życiu, nawet wtedy kiedy liczył na jego pomoc tata, a on na rekolekcjach apostolskich realizował to co lubił najbardziej. Ojciec w dzień pogrzebu mówił że nigdy nie miał mu tego za złe i cieszył się że syn wybierał rekolekcje a nie miejscowy bar. Czytając świadectwa młodych na internetowym portalu można śmiało powiedzieć iż świętość w normalności była jego życiowym mottem.

Ks. biskup Jan Szkodoń w liście skierowanym do uczestników pogrzebu napisał: "Był radosnym i gorliwym apostołem, dobrym synem i życzliwym kolegą. Otaczam modlitwą Jego krótkie życie, śmierć i wieczność. Niech ta śmierć umocni młodych w wierze, w świadectwie dawanym o Chrystusie. Niech wszystkim przypomina Chrystusowe „ nie znacie dnia ani godziny."

Najpiękniejsze jednak są świadectwa młodych którzy mówią jednym głosem o tym że potrafił doskonale pogodzić życie z wyznawaną wiarą. Apostolstwo świeckich było programem życia Grzegorza, który pobłogosławiony na animatora Grup Apostolskich w królewskiej katedrze na Wawelu przejął się na serio zadaniem które mu Pan postawił. Święty a zarazem normalny swoją postawą nawiązywał do tych pierwszych odważnych chrześcijan dla których wiara była jedynym sensem. Kochał Maryję i był Jej rycerzem należąc do Rycerstwa Niepokalanej. Długo jeszcze młodzież przy otwartym grobie śpiewała pieśń "Przyjaciela mam co pociesza mnie..." i nie chciała odejść chcąc jeszcze przedłużyć chwile pożegnania. Ktoś z nich powiedział: "dobrze że życie na tym świecie nie trwa wiecznie, bo spotkamy się jeszcze."

Grzegorz swoim życiem stał się jak chleb który dzielony między ludzi sprawia jeszcze większe łaknienie nawet u tych "którzy nie wierzą w swój głód".

Wiersz napisany przez kolegę oddaje sens jego śmierci:
Ile gorzkich łez spadło dziś
Na twardą skalistą ziemię
Ile serc biło równym rytmem -dziękuję
Twoje serce rozbite jak dzban
Z którego wyzwolił się płomień
Ten płomień był potrzebny
Dla niego nasze łzy
Oto brama otwarta na oścież
W niej Pan w białej szacie
Trzyma przebite serce ....swoje
Dwa serca dziurawe
Oba z miłości
Grzesiowi - (gab)

Ufam że ta piękna postać młodego chrześcijanina stanie się dla wielu natchnieniem i przykładem jak pogodzić życie z wyznawaną wiarą. Kiedy tracimy bliskich na tej ziemi wiemy że zyskujemy ich w niebie.

Ks. Paweł Kubani
Moderator Grup Apostolskich
(Ruchu Apostolstwa Młodzieży)
w Archidiecezji Krakowskiej
Śp. Grzegorz Wesołowski ur. 13.03.1988 roku. Zamieszkały w Parafii Piekielnik na Orawie. Animator Grup Apostolskich Archidiecezji Krakowskiej pobłogosławiony 15.10.2005 roku. Człowiek o wielkim sercu, gorącym uśmiechu, pełen radości i apostolskiego zapału. Zmarł nagle podczas meczu siatkówki w dniu 04.11.2008 roku.
Czytelnia: