Jak wygląda wieczność?

     Na pewno powinniśmy pragnąć życia wiecznego, ale czy możemy i czy powinniśmy je sobie wyobrazić? Tak naprawdę moja wyobraźnia nie podsuwa mi żadnej wizji, a ta imaginacyjna pustka wcale mi nie przeszkadza. Z podziwem i sympatią czytam w starym dziele, współczesnym św. Benedyktowi (Reguła Mistrza) kwieciste opisy raju, jednak nie wzruszają mnie one i nic w mym umyśle z nich nie pozostaje.
     Jedna z tych ponętnych stron Mistrza, do której jeszcze wrócimy, została w drastyczny sposób zredukowana przez św. Benedykta do negatywnego streszczenia: nagroda, jaką otrzymamy w niebie to coś, jak mówi Pismo:
     czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują (1 Kor 2,9).
     Odpowiada mi takie apofatyczne podejście. Samo określenie „życie wieczne” wystarczy, by napełnić mnie pragnieniem i dodać sił w czuwaniu. Nawet nie myślę o tym, by konkretyzować to, co niewyobrażalne.
     Pamiętam jednak, jak jakieś trzydzieści lat temu napisałem sformułowanie sprowadzające moją nadzieję na życie wieczne do podwójnego dążenia: „niesłabnący wigor ciała i komunia osób”. Te dwa punkty odnosiły się oczywiście do ówczesnych kłopotów zdrowotnych i trudności w relacjach z innymi. Kiedy cierpimy i kiedy widzimy jak inni cierpią wokół nas, mamy całkowite prawo oczekiwać od nadziei ulgi i pomocy w pokonywaniu tych trudów. Po spotkaniu z Bogiem możemy niezawodnie oczekiwać pełni, która w niewypowiedziany sposób wypełni wszystkie nasze teraźniejsze braki.
     Zdrowe ciało i zdrowy duch. Duch potrzebuje czegoś więcej, niż tylko komunii miłości z bliźnim. Potrzeba mu przede wszystkim oczyszczenia. Zdrowie to świętość. Dobrze jest wierzyć, że pozostałości grzechu, które w nas zamieszkują, to zło, od którego pragniemy być zbawieni, prosząc pokornie w codziennej modlitwie (por. Mt 6,13), zniknie całkowicie i ostatecznie w Królestwie Bożym.
Czytelnia: