Modlitwa "początkujących"

     Bardzo trudno jest być dostatecznie „skupionym”. Udaje się to najlepiej po rekolekcjach; może również nastąpić (lub nie) po paru godzinach usiłowania modlitwy. Jednak wielość zajęć i kłopotów sprawia, że jesteśmy nastawieni materialistycznie i tak rozproszeni, że niemożliwe wydaje się skupienie na jedynej rzeczy koniecznej. Jednakże rozproszenie i poczucie, że „nic się nie dzieje”, w żadnym razie nie dowodzi, że nie powinno się poświęcać czasu na modlitwę „prostą”. Dowodzi jedynie, że powinno się tego czasu poświęcać jej więcej.
     Zakładam, że jeśli tak się modlisz, to prawdopodobnie nie możesz modlić się w żaden inny sposób. Nie twierdzę tego stanowczo, ponieważ – jak sam mówisz – nie znam cię dostatecznie. Jednak fakt, że stale odczuwasz pociąg do tego rodzaju modlitwy, zdecydowanie potwierdza moje przekonanie, że taka właśnie jest twoja droga do Boga.
     Jest ona bardzo łatwa, jeśli tylko zrozumiesz, że jest to modlitwa woli, a nie intelektu, wyobraźni, czy też uczuć. Z tego wynika, że myślenie o różnych innych sprawach nie ma znaczenia, pod warunkiem, że jest ono całkowicie poza kontrolą naszej woli. A to, że nic nie czujesz, również nie ma żadnego znaczenia. Jeśli spędziłeś określony czas na bezustannym roztargnieniu i braku satysfakcji, twoja modlitwa była owocną modlitwą, jeżeli oczywiście wyszedłeś z niej niezadowolony z siebie.
     Św. Jan od Krzyża wyjaśnia: letniość jest zadowoleniem ze swego stanu; gorliwość jest niezadowoleniem (aktywnym) z niego.
     Nie jest konieczne „pragnąć Boga i nie pragnąć niczego innego”. Musisz tylko „chcieć pragnąć Boga i chcieć nie pragnąć niczego innego”. W gruncie rzeczy tylko nieliczni dochodzą ponad to! Ale Bóg nas kocha i przyjmuje za czyn nie tylko samą wolę, lecz nawet wolę zdobycia się na tę wolę, lub choćby jej pragnienie.
     Nie mogę zatem przestać doradzać ci modlitwy. (Im dłużej się modlimy, tym lepiej nam to idzie). A jeśli idzie źle, to też idzie dobrze, ponieważ staje się nieustannym upokorzeniem: „O, Mój Boże, widzisz, że nie umiem się modlić, nie umiem nawet pragnąć, nie mogę utrzymać uwagi itd.” Wielką rzeczą jest zjednoczenie z wolą Boga, toteż można spędzić czas na godzeniu się z własną małością i nieudolnością. „Domine non est exaltatum cor meum, neque elati sunt ocule mei”: moja dusza jest jak dziecko odstawione od piersi. „To wszystko, czego możesz ode mnie oczekiwać, nie proszę ani o okruszynę zadowolenia więcej – tylko o to, bym nie grzeszył”.
     Jest to kraina sucha, w której brak wody i dlatego „sicut desiderat cervus” itd. Z tym, że to pragnienie jest wolą, a nie uczuciem.
     Wszystko zależy od tego, czy masz odwagę na tak suchą modlitwę. A przecież przynosi ona ponaduczuciowe pocieszenie.
     Jest to jeden długi akt miłości – nie mojej miłości do Boga, lecz miłości Boga do mnie, a ta trwa nieustannie – lecz na modlitwie ty rzucasz się w nią przez akt wiary.
     To, o czym piszę, to modlitwa „początkujących”. O innej nie wiem nic. Nie ma tu nic wzniosłego. Jest ona dla tych, którzy minęli etap, kiedy pragnęli myśleć o Bogu jako nieobecnym. Oni (ci ostatni) naprawdę jeszcze nie zaczęli, chociaż (z innego punktu widzenia) jest to dobry początek i prowadzi daleko.
     Mam nadzieję, że jest to wystarczająca odpowiedź na twoje pytanie.
     Poświęcaj tyle czasu, ile tylko możesz. Módl się tak też w czasie Mszy. A wszystko pójdzie dobrze, chociaż masz poczucie, że wszystko jest źle!
John Chapman OSB
Listy o modlitwie
Czytelnia: