Niebo jest sensem naszej wędrówki - my sami musimy je osiągnąć

     Pewnego dnia zebrali się ludzie wokół mędrca, który przepięknie przemawiał.
     Słuchali oni chciwie każdego jego słowa. Często na ich twarzach pojawiał się uśmiech lub łzy. Mędrzec pod koniec wypowiedział słowa: „Niebo samo nie spadnie, trzeba je osiągnąć, bo to jest nasza prawdziwa ojczyzna”. I odszedł. Ludzie stali tak jeszcze chwilę, po czym powoli zaczęli się rozchodzić do swoich zajęć, które całkowicie ich pochłonęły.
     Tylko jeden człowiek zachował głęboko w pamięci słowa, że trzeba „zdobyć niebo”.
     I od tej pory całymi dniami leżał na trawie przed swoim domem, wpatrując się w niebo...
     Aż w końcu przyszła mu do głowy myśl: „Aby dosięgnąć nieba, potrzebna jest mi drabina!” Codziennie chodził do odległego o kilka kilometrów lasu po drewno, żeby zrobić drabię. Pewnego razu spostrzegł dwójkę małych dzieci, które podbierały mu drewno. Bardzo się zdenerwował i postanowił zaprowadzić dzieci do rodziców, by je ukarali. Stanął przed bardzo ubogą chatką – jego dom w porównaniu był prawdziwym pałacem – przyjrzał się dzieciom, miały one brudne i podarte ubranka. Zrobiło mu się przykro, że żyją w takich warunkach. Nie czekając na rodziców szybko wrócił do siebie. Przez cały czas miał przed oczyma napotkane ubogie dzieci. Pomyślał, że takich rodzin jest zapewne więcej, postanowił więc każdego wieczoru zanosić choć trochę drewna, aby miała czym się ogrzać.
     Wiedział i tak, iż nie uzbiera nigdy aż tyle drewna, by zbudować drabinę sięgającą nieba, a jeśli nawet, to i tak nie zdoła jej podnieść.
     Znowu zaczął rozmyślać o niebie. Czuł w swym sercu jakąś tęsknotę za nim.
     Człowiek ten bardzo dobrze umiał się wspinać po sznurku, więc wymyślił, że uplecie bardzo długą linę, dzięki której będzie mógł dotrzeć aż do nieba. Kiedy wydawało mu się, że ma już wystarczającą jej długość, wyruszył na poszukiwanie odpowiedniego miejsca. Idąc tak, zobaczył lamentującą staruszkę. Kobieta ta już od kilku dni nie mogła zaczerpnąć wody ze swej studni, ponieważ sznurek był urwany. Człowiek stanął zasmucony, popatrzył na swe ręce, w których trzymał sznurek i spojrzał na niebo. Uświadomił sobie, że przecież nigdy tak wysoko go nie dorzuci, aby po nim mógł się wspiąć. Ofiarował więc staruszce swój sznurek. Wzamian otrzymał orzeźwiającą wodę z jej studni, oraz uśmiech, który był Powróciwszy do siebie, położył się na trawie i wpatrywał się w niebo, romyślając o tym, iż mędrzec skłamał, bo tak naprawdę nikt nie zdoła go osiągnąć. I tak zrozpaczony zasnął. Śniło mu się, że chodzi po zielonej polanie, pośrodku której stała drabina sięgająca nieba. Była ona dziwna, gdyż szczebelków było na niej nie wiele. Dostrzegł, że na jednym z nich odbija się uboga rodzina, której nosił drewno, na innym uśmiechnięta staruszka, i tak każdy szczebelek odzwierciedlał czyn miłości. Podniósł głowę wysoko i ujrzał oślepiającą jasność. Jej promienie dotarły aż do głębi jego serca, wypełniając je światłem miłości.
     Ten sen pomógł mu zrozumieć, że aby osiągnąć niebo, trzeba piąć się w górę dzięki naszym dobrym uczynkom, tworząc drabinę miłości, prowadzącą do wiecznego szczęścia.
Czytelnia: