Od uwielbienia do ekstazy

     Jeśli tajemnicą kontemplacji, jak mówią nam Ojcowie, jest czysta i ekstatyczna miłość Boga, która wypływa z poznania Go takim, jakim jest On sam w sobie, i jeśli psalmy są pełne tej miłości, staje się oczywiste, że psałterz stanowi szkołę kontemplacji, która nie ma równej sobie, z wy-jątkiem Ewangelii i pism św. Pawła. A nawet, w pewnym sensie, psalmy mają pewną przewagę nad Nowym Testamentem. My się nimi modlimy. Śpiewamy je razem. One stanowią część działania, w które wchodzi cały Kościół i w tym działaniu, tej modlitwie, Duch Miłości, który napisał psal-my i który nam w nich siebie udziela, pracuje w nas i podnosi ku Bogu. Chcąc uczynić psalmy przygotowaniem do modlitwy kontemplacyjnej, musimy dołożyć wszelkich starań, aby modlić się nimi z czystym umysłem i czystym sercem, przeżywając treści z miłością, która wysławia Boga tak, jak one Go wysławiają. Nie ma czystszej chwały Boga nad tę, jaką znajdujemy w psalmach. Jeśli zdołamy posiąść tę czystość, wystawiamy się na cel, w który będzie mógł uderzyć ogień niebieski i pochłonąć go. A to jest właśnie to, czego pragniemy i czego pragnie w nas Bóg.
     Duch wysławiania, ożywiający psalmy, jest właśnie ekstatyczną miłością Boga dla Niego samego. Natchnione wersety wciąż, jak echo, powtarzają refren: confitemini Domino, quoniam bonus. Wychwalajcie Pana, bo jest dobry, bo Jego miłosierdzie trwa na wieki (Ps 136,1). Św. Bernard mówi, że wysławiać Boga za to po prostu, że On jest sam w sobie dobry, to żyć „prawem miłości, która jest prawem Jego synów”.
     Czytamy w opisie poświęcenia Bogu świątyni króla Salomona w Jerozolimie, że kiedy lewici i lud podnieśli głos, aby wysławiać Boga, śpie-wając psalmy i wołając: Wychwalajcie Pana, bo jest dobry (Ps 136,1), natychmiast świątynia wypełniła się obłokiem chwały Pańskiej (2 Krn 5,13). Obłok ten, znak obecności Bożej, o którym czytamy w wielu miejscach Księgi Wyjścia, stał się tradycyjnym symbolem mistycznej kon-templacji. Także my, kiedy w świątyni naszych dusz śpiewamy czystą chwałę Bogu słowami Jego psalmów, możemy ufać, że napełni On nas darem swej ukrytej i kojącej obecności, która jest pierwszym znakiem wlanej kontemplacji. Bóg tego dokona, kiedy nasza miłość do Niego będzie tak czysta, że wykluczy wszelkie inne uczucia.
     Echo refrenu, confitemini Domino quoniam bonus, rozbrzmiewa na wszystkich kartach Starego Testamentu, na których zanotowane są zwy-cięstwa Izraela nad wrogami Ludu Bożego. To pieśń ludu zjednoczonego ze swym Bogiem, zgodnie z Jego wolą, ludu, który całą swoją nadzieję pokłada w Nim nie tylko dlatego, że On jest dobry, ale dlatego, że jedynie On jest dobry. Ekstaza chwały zawiera w sobie cały mistycyzm Starego Testamentu, przede wszystkim mistycyzm Dawida. Jej echem jest żywy płomień, jakim psalmy zebrane w Hallelu roznieciły nowy ogień, przyszłą liturgię Mszy. Tak więc owo wychwalanie Boga bo jest dobry, bo Jego miło-sierdzie trwa na wieki, przeszło wraz z całą przemienioną symboliką i ty-pologią ze Starego do Nowego Testamentu. Pieśń, która rozbrzmiewała nad brzegami Morza Czerwonego i rozświecała ciemności pustyni w namiotach Izraela, wybuchła z Grobu Chrystusa, odziana w nowy, niewidzialny płaszcz chwały, aby z Góry Oliwnej wstąpić wraz z Nim do nieba, gdzie jest zarazem widzeniem, miłością i uwielbieniem wszystkich świętych.
     Ta mistyczna miłość jest pieśnią zwycięstwa nie tylko dlatego, że następuje ona po wszystkich naszych zwycięstwach i opiewa je, ale także i w tym sensie, że sama z siebie ma moc unicestwić naszych duchowych nieprzyjaciół i dać nam zwycięstwo. Ponieważ Kościół śpiewa ją nieustan-nie, bramy piekielne nie mogą go przemóc. A jeśli czasem zdają się zwyciężać, dzieje się tak być może dlatego, że członkowie walczącej armii Kościoła, których zadaniem jest śpiewać na ziemi, nie posiadają światła ani czystości potrzebnych, aby wniknąć w ich ducha. Nie potrafią natychmiast powalić przeciwnika, ponieważ podczas gdy ich usta wypowiadają słowa, to nie uświadamiają sobie ich znaczenia i nie przeżywają czystej miłości, która jest ich treścią.
     Nie tak było za dni króla Jozafata, który modląc się do Boga szedł za głosem proroka i prowadził armię pokolenia Judy przeciw Moabitom, Ammonitom i Meunitom. Na czele kroczyli śpiewacy i lewici, śpiewając i dmąc w trąby na pustyni: Wczesnym rankiem powstali i ruszyli ku pustyni Tekoa. Gdy ruszali, stanął Jozafat i rzekł: «Mieszkańcy Judy i Jerozolimy, posłuchajcie mnie: Zaufajcie Panu Bogu waszemu, a ostaniecie się, zaufajcie Jego prorokom, a będzie wam się wiodło». Potem, poradziwszy się ludu, ustawił śpiewaków dla Pana, by idąc w świętych szatach przed zbrojnymi wysławiali Go śpiewając: „Wysławiajcie Pana, bo łaska Jego na wieki" (2 Krn 20,20–21).
     Pismo mówi nam, co się potem wydarzyło. Kiedy Judejczycy śpiewali na pustyni, armie Moabu i Ammonitów powstały przeciwko swym sprzymie-rzeńcom z góry Seir i zgładziły ich. Następnie zaczęły walkę między sobą we własnym obozie. Gdy ludzie z Judy doszli do miejsca, skąd widać już pustynię, zwrócili się w stronę mnóstwa, a oto trupy leżały na ziemi: nikt nie uszedł z życiem (2 Krn 20,24).
     Podobnie stanie się pewnego dnia z Kościołem, gdy jego lewici osiągną prostotę psalmów i znajdą w nich siłę, którą jest ich Chrystus. Sami zaś zagubią się w kontemplacji i w czystej miłości Boga, której zwyciężyć nic nie zdoła; ci bowiem, którzy zasmakowali owoców Ducha, nie podlegają Prawu (por. Ga 5,23).
     Śpiewanie psalmów w takim duchu oznacza włączenie się w niebieską liturgię. W owym wychwalaniu Boga jest coś z miłości, z jaką Bóg wielbiony jest przez błogosławione duchy. Cała tradycja pokazuje nam, że życie klasztorne mnicha prowadzi do bliskiego obcowania z aniołami i świętymi w niebie. Wszyscy oni tworzą wspólnotę w Mieście Niebieskim mocą tej czystej miłości, jaka jednoczy ich w Bogu. A zatem kiedy udajemy się do chóru, aby śpiewać psalmy, nade wszystko wymaga się od nas, byśmy miłowali.
     Komentarz św. Augustyna do psalmu 53 zawiera fragment, który może posłużyć jako doskonałe podsumowanie wszystkiego, co mówiliśmy o wolności synów Bożych. Jest ona zapłatą za czystą miłość i otwiera nam raj, nawet jeśli przebywamy tu, na tym padole wygnania.
     Czym jest misterium w psalmie 53 (54)? Wyśpiewał go Dawid, kiedy Bóg wyzwolił go z rąk Saula. Dawid, typ Chrystusa, a tym samym uosobie-nie Chrystusa Mistycznego i wszystkich Jego członków, uciekł był wraz z sześciuset ludźmi z Keili, przebywał na pustyni, w miejscach niedostęp-nych, później zamieszkał w górach i na pustyni Zif (1 Sm 23,14). Św. Augu-styn mówi o ukrywającym się w lasach Zif Dawidzie, że jest to Chrystus, ukryty na pustyni tego świata. Zifici przedstawiają tych, którzy w osobie pozbawionego doczesnej potęgi uciekiniera nie poznają Bożego wybrańca. Musi on uciekać sprzed oblicza Saula, władcy tego świata. W swej po-gardzie dla Świętego szukają sposobu, by wydać go Saulowi, wysyłają więc do niego posłańca z wiadomością: Dawid ukrywa się koło nas w niedostępnych miejscach w Chorsza, na wzgórzu Chakila, w południowej części stepu (w.19). Saul odsyła ich z poleceniem śledzenia ruchów Dawida, a sam przygotowuje siły, – aby otoczyć Dawida i schwytać go w lesie. Słysząc o tym Dawid przenosi się ze swymi wojownikami na pustkowie Maonu. Saul podąża za nim, jego wojska okrążają Dawida. Sytuacja Dawida jest tak rozpaczliwa, że z ludzkiego punktu widzenia nie ma dla niego nadziei wybawienia. I wtedy właśnie przybywa do Saula pos-łaniec z wiadomością o napadzie Filistynów. Saul odchodzi ze swoją armią, Dawid jest uratowany. Treść psalmu 53 (54) zawiera równocześnie modlitwę o pomoc, jaką Dawid zanosi do Boga, jak też dziękczynienie za wysłuchaną modlitwę. Historia całego wydarzenia ujęta jest w krótkim psalmie, w którym modlitwa i odpowiedź na nią są połączone w jedno, bez momentu przejścia, kiedy bowiem Kościół modli się, jest równocześnie wysłuchiwany.
„Zobaczcie”, śpiewa Dawid,
Oto mi Bóg dopomaga,
Pan podtrzymuje me życie.
Będę Ci chętnie składać ofiarę
i sławić Twe imię, bo jest dobre (Ps 54,6–8).

     Wiersz, który najbardziej nas zajmuje brzmi: Voluntarie sacrifcabo tibi (Będę Ci chętnie składać ofiarę). Co znaczy tutaj słowo: „chętnie?” Wiemy już coś o teologii wolności chrześcijańskiej, która jest duchową wolnością czystej i ekstatycznej miłości, osiągającej doskonałość w jedności duszy z Bogiem, w kontemplacji i mistycznym zjednoczeniu. Św. Augustyn pyta: „Kiedy mowa o tym duchowym darze (hoc bonum cordis), któż go może zrozumieć, jeśli nie ten, kto go sam uprzednio posmakował?” I dalej wyjaśnia, że ci, którym dar ów znany jest z doświadczenia, zrozumieją jego słowa, a ci, którzy nie doświadczyli czystej miłości, powinni się o nią modlić, aby sami także mogli dostąpić jej poznania.
     Doskonałość ofiary, mówi św. Augustyn, zasadza się na wolności, która czyni ją bezinteresowną i czystą. Czystość ta, choć nie zwraca się ku sobie ani nie zabiega o własne sprawy, nie pozostaje bez nagrody. Sama jest swo-ją nagrodą. Istotą czystego uwielbienia, tej „chętnej ofiary”, jest więc wychwalanie Boga nie dlatego, że jesteśmy uszczęśliwiani łaskami, których nam udzielił lub ma udzielić, lecz dlatego, że znajdujemy najwyższą radość w Nim, Dawcy wszelkich darów. Radość ta zawiera się właśnie w samym uwielbieniu. Radujemy się chwaląc Boga, samo oddawanie Mu chwały jest naszą radością. Gratis amo quod laudo. Laudo Deum et in ipsa laude gaudeo.
     Jeśli wielbimy Boga tylko dlatego, aby coś od Niego otrzymać, nasze uwielbienie będzie zależne od Jego daru. Cechować je więc będzie niepew-ność, choć bowiem Bóg nigdy nie pozostawi naszych modlitw bez odpowiedzi, niekoniecznie udzieli nam dokładnie tego, o co prosimy w modlitwie. Jeśli więc nasze uwielbienie zasadza się na niepewności, pozostaje ograniczone. A jeśli jest ograniczone, to serce, które zanosi modlitwy do Boga, także będzie ciasne i spętane ograniczeniami, jakie sami sobie narzuciliśmy przez nasze pragnienia, skupione na rzeczach mniej-szych od nieskończonego Boga. Nasze więc uwielbienie nie będzie doskonale „wolne”. Będzie spętane, będzie uwięzione przez ograniczenia naszego ułomnego serca. Nie możemy zaś składać Bogu ofiary doskonałego uwielbienia pozostając więźniami własnej nicości. Jakże możemy śpiewać pieśń Pańską w obcej krainie? (Ps 137,4).
     Oto powód, dla którego tak często zdarza się nam śpiewać psałterz nad wodami Babilonu, zamiast na wieżach Syjonu. Nic dziwnego, że nasze Oficjum nie jest kontemplacją. Powiesiliśmy nasze harfy „na wierzbach tamtej ziemi”, inaczej mówiąc, zawiesiliśmy naszą modlitwę na skarłowaciałych gałęziach ludzkich pragnień. Nasza kontemplacja poszarzała i pokrył ją kurz. Wisi bezczynnie na bladozielonej łodydze płytko zakorzenionej w mule rzeki zawiści. Świeci w sercu, które zamiast być rozwartym szeroko lustrem nieba, jest pustynnym więzieniem ludz-kich nadziei, skupionych na rzeczach przemijających.
     Jeśli wychwalasz Boga z myślą o tym, że On mógłby ci dać coś, co nie jest Nim samym”, mówi św. Augustyn, „nie kochasz Go w sposób wolny. Zawstydziłbyś się, gdyby żona kochała cię dla twoich pieniędzy. Jeślibyś przypadkiem stał się ubogim, mogłaby poszukać innego! Więc jeśli chcesz, żeby żona kochała cię w sposób wolny, za to, kim jesteś, dlaczego nie kochasz Boga dla Niego samego?
     Z lekcji tej wyciągnąć można głębsze wnioski niźli się to z pozoru wydaje. Pomijam tu tych wszystkich, którzy modlą się przede wszystkim o zdrowie, przyjemności czy pieniądze. Nie o takie intencje tu chodzi. To prawda, że mamy prosić Boga o wszystko, czego potrzebujemy; On sam to nakazał. Lecz istnieje doskonały sposób takiej modlitwy, która opiera się na Bogu, a nie na naszych doczesnych celach.
Czytelnia: