Ten, który "ogołocił samego siebie"

     „Oto Człowiek” (J 19,5). W poprzedniej katechezie przypomnieliśmy te słowa, które Piłat wypowiedział wobec arcykapłanów i sług, wychodząc z Jezusem na zewnątrz, po tym jak kazał Go ubiczować i zanim wydał ostateczny wyrok skazujący na śmierć krzyżową. Jezus poraniony, w koronie cierniowej na głowie, w purpurowym płaszczu, wyszydzony i spoliczkowany przez żołnierzy, stojący w obliczu zbliżającej się śmierci, ten Jezus jest symbolem cierpiącej ludzkości.
„Oto Człowiek”. Słowa te zawierają niejako całą prawdę o Chrystusie, prawdziwym człowieku. O tym, który stał się „we wszystkim do nas podobny oprócz grzechu” i który „zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem”. Nazwano Go „przyjacielem celników i grzeszników”, bo jako ofiara za grzech był solidarny ze wszystkimi — także z „grzesznikami” — aż do śmierci na krzyżu. Lecz właśnie wtedy, gdy Jezus stał się ofiarą, wyłonił się ostatni aspekt Jego człowieczeństwa, który należy przyjąć i rozważyć do głębi w świetle tajemnicy „ogołocenia” (kenosis). Mówi św. Paweł: „On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci — i to śmierci krzyżowej” (Flp 2,6-8).
     Tekst Pawłowego Listu do Filipian wprowadza nas w tajemnicę kenosis Chrystusa. Ukazując tę tajemnicę Apostoł używa najpierw słowa „ogołocił”, które odnosi się przede wszystkim do rzeczywistości wcielenia: „Słowo stało się ciałem” (J 1,14). Bóg – Syn przyjął ludzką naturę, człowieczeństwo, stał się prawdziwym człowiekiem, pozostając Bogiem! Prawdę o Chrystusie – Człowieku trzeba zawsze odnosić do Boga – Syna. Właśnie na to stałe odniesienie zwraca uwagę tekst św. Pawła. Wyrażenie „ogołocił samego siebie” w żadnym wypadku nie oznacza, że Jezus przestał być Bogiem: byłoby to absurdem! Oznacza natomiast, że — jak mówi z właściwą sobie przenikliwością Paweł apostoł — „nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem”, ale „istniejąc w postaci Bożej” (in forma Dei), jako prawdziwy Bóg – Syn, przyjął ludzką postać pozbawioną chwały, skazaną na cierpienie i śmierć, aby żyć w posłuszeństwie wobec Ojca aż do złożenia najwyższej ofiary.
     W tej perspektywie decyzja, aby stać się podobnym do ludzi, pociągnęła za sobą również dobrowolną rezygnację nawet z tych „przywilejów”, które mogły Mu przysługiwać także jako człowiekowi. Przyjmuje bowiem „postać sługi”. Nie chciał zostać jednym z możnych, pragnął być tym, który służy: „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć” (Mk 10,45).
     I rzeczywiście, jak czytamy w Ewangeliach, ziemskie życie Chrystusa od samego początku charakteryzowało ubóstwo. Już w opisie narodzin Łukasz ewangelista podkreśla, że „nie było dla nich [Maryi i Józefa] miejsca w gospodzie” i że Jezus przyszedł na świat w stajni i został położony w żłobie (por. Łk 2,7). Od Mateusza dowiadujemy się z kolei, że już w pierwszych miesiącach życia Jezus zaznał losu uchodźcy (por. Mt 2,13-15). Ukryte życie w Nazarecie płynęło w nadzwyczaj skromnych warunkach, jako że głową rodziny był cieśla (por. Mt 13,55), a Jezus pracował u boku swego przybranego ojca (por. Mk 6,3). Żył w skrajnym ubóstwie także wtedy, gdy zaczął nauczać, o czym sam niejako zaświadcza mówiąc o trudnych warunkach życia, jakie narzucała Mu posługa głoszenia Ewangelii: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne — gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć” (Łk 9,58).
     Mesjańskie posłannictwo Jezusa, pomimo „znaków”, jakich dokonywał, od początku napotykało na opór i niezrozumienie. Był On stale obserwowany i prześladowany przez sprawujących władzę, którzy mieli wpływ na lud. W końcu został oskarżony, skazany i wydany na śmierć krzyżową, najbardziej haniebną ze wszystkich kar, wymierzaną tylko w przypadku najpoważniejszych przestępstw, popełnionych przez tych zwłaszcza, którzy nie byli obywatelami rzymskimi, lub przez niewolników. Również dlatego można stwierdzić słowami Apostoła, że Chrystus przyjął „postać sługi” (Flp 2,7) w pełnym znaczeniu tego słowa.
     Poprzez owo „ogołocenie samego siebie”, które znamionuje do głębi prawdę o Chrystusie, prawdziwym człowieku, zostaje uzdrowiona prawda o człowieku w sensie powszechnym. Uzdrowiona i „naprawiona”. „Nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem” — nie można nie dostrzec w tych słowach aluzji do pierwszej i pierwotnej pokusy, której mężczyzna i kobieta ulegli „na początku”: „tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Rdz 3,5). Człowiek uległ pokusie stania się „takim jak Bóg”, choć był zaledwie stworzeniem. Ten, który jest Bogiem – Synem, „nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem”. A stając się człowiekiem „ogołocił samego siebie” i przez dokonanie tego wyboru przywrócił każdemu człowiekowi, nawet najuboższemu i najbardziej ogołoconemu, jego pierwotną godność.
     Jednak mówiąc o tajemnicy kenosis Chrystusa, św. Paweł używa także innego wyrażenia: „uniżył samego siebie”, i umieszcza je w kontekście rzeczywistości Odkupienia. Pisze bowiem, że Jezus Chrystus „uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci — i to śmierci krzyżowej” (Flp 2,8). To sformułowanie wyraża ostateczny wymiar kénosis Chrystusa. Z ludzkiego punktu widzenia jest to wymiar ogołocenia przez mękę i haniebną śmierć. Z Boskiego punktu widzenia jest to Odkupienie dokonane przez miłosierną miłość Ojca za pośrednictwem Syna, który z własnej woli, z miłości do Ojca i do ludzi potrzebujących zbawienia stał się posłuszny. Był to nowy początek chwały Boga w dziejach człowieka: chwały Chrystusa, Syna Bożego, który stał się człowiekiem. Mówi tekst Pawłowy: „Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię” (Flp 2,9).
     Św. Atanazy komentuje tekst Listu do Filipian w następujący sposób: „Wyrażenie «wywyższył Go» nie oznacza, że została wywyższona natura Słowa: Ono bowiem było i zawsze będzie takie samo, jak Bóg. Wskazuje natomiast na wywyższenie natury ludzkiej. Wypowiedziane zostało dopiero po wcieleniu Słowa właśnie po to, by stało się jasne, że takie słowa jak poniżenie i wywyższenie odnoszą się wyłącznie do wymiaru ludzkiego. Tylko to bowiem, co jest poniżone, może zostać wywyższone”. Można tu dodać tylko tyle, że natura ludzka — i cała ludzkość — upokorzona i poniżona przez grzech, w wywyższeniu Chrystusa – Człowieka znajduje źródło swojej nowej chwały.
     Na zakończenie należy przypomnieć jeszcze, że mówiąc o sobie, Jezus używał przede wszystkim określenia „Syn Człowieczy” (np. Mk 2,10.28; 14,21; Mt 8,20; 16,27; 24,27; Łk 9,22; 11,30; J 1,51; 8,28; 13,31 itd.). Wedle ówczesnych kanonów językowych mogło ono oznaczać jedynie to, że był On prawdziwym człowiekiem, takim jak wszyscy inni ludzie. I bez wątpienia zawiera ono w sobie odniesienie do realnego człowieczeństwa Jezusa.
     Jednakże ściśle biblijnego znaczenia tego określenia, również w tym wypadku, należy szukać w historycznym kontekście nierozerwalnie związanym z tradycją Izraela, którą wyraża i kształtuje proroctwo Daniela, będące podstawą idei mesjańskiej (por. Dn 7,13-14). W tym kontekście określenie „Syn Człowieczy” znaczy nie tylko zwykły człowiek, przedstawiciel rodzaju ludzkiego, lecz odnosi się do postaci mającej otrzymać od Boga powszechne panowanie, które wychodząc poza czas historyczny, obejmuje erę eschatologiczną.
     W ustach Jezusa i w tekstach Ewangelistów określenie to posiada więc swój pełny sens, obejmujący Boskość i człowieczeństwo, niebo i ziemię, historię i eschatologię. Sam Jezus pozwala nam to zrozumieć, gdy staje przed Kajfaszem i daje świadectwo o swym Bożym synostwie, wypowiadając słowa przepowiedni: „Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego, i nadchodzącego na obłokach niebieskich” (Mt 26,64). Tak więc moc i chwała Boża stanowią immanentne cechy Syna Człowieczego. Znów stajemy w obliczu jedynego Człowieka – Boga, prawdziwego człowieka i prawdziwego Boga. Katecheza stale odsyła nas do Niego, byśmy uwierzyli, a uwierzywszy — modlili się do Niego i oddawali mu cześć.
Jan Paweł II
17.2.1988
Jan Paweł II: