Balkon

Zdzisławowi Beksińskiemu

Nie było już nocy ani dnia
Trwał bezmiar
Ogromny niczym
Odcisk łkającej duszy
Na niebie z metalu

Szept stępił ciszę
Sunął ku przepaściom
Budził się krzykiem
W wiązadłach otchłani

Balkon rósł krwią
A strzępy koszul
Tańczyły w powietrzu
Jak skrzydła przyrosłe
Do mokrych bandaży

Powiekom długo nie obojętniał
Widok gwiazd w ciemnościach
Rozwartych od środka
Duszących żarem

Ręka znad barierek
Błogosławiła miastu
Czerwonym palcem
Język przymarzał do podniebienia
Gdyż było zimno
A nogi ukryte w gęstwinie drutów
Marzyły o ogniu
Co strawi wieczność

Ogień nie nadszedł
Języki płomieni
Zabiły mocniej
Fałszywym blaskiem
By zaraz zgasnąć
Podcięte wiatrem

Zapadły już zasłony
Odpłynął rydwan
Z liści i śniegu
A balkon przemijał
Bez jęku harf
I zdradzieckiej wiary
Na rychłe odkupienie

*21 lutego 2005 roku Zdzisław Beksiński, sławny polski malarz-turpista został bestialsko zamordowany. Jego ciało zostało odnalezione na balkonie własnego mieszkania, zmarł na skutek zadanych mu kilkunastu ran kłutych.

23.02.2005r.