Samotność nocą

Gdy napada mnie samotność
Trwa noc
Patrzę wzdłuż ulic
Lampy tleją
Ostatnią chmurą
Świetlistych oddechów
Elektryczność kona
Zapada ciemność
A ponad ziemią
podmuchy wiatru
toczą rozbite szkło
asfaltowy pył
zwierzęcą sierść
i skruszony beton
z cementowanych podwórzy

milkną odgłosy znad miasta
a księżyc opada z trzaskiem
na korony drzew
siekąc gałęzie
chropowatościami
swej pobladłej czaszki

zaczynam się modlić
gorączką swego szeptu
gdyż płonące gwiazdy
uderzają w słupy
upadając na ziemię
jak rozdarta jasność