Włókno

1
     Dusza składa się z włókien. Badając włókno za włóknem, każde kolejne, można zrozumieć, jak bardzo, zarazem wątłą i niejednolitą są one strukturą. Nie należy niszczyć, burzyć, ani nastawać na trwałość włókien. Są one świętym przybytkiem ciała, to z nich ciało czerpie odporność przed bólem w momencie zranienia. Bez włókien kości stałyby się bezkształtnymi trzcinami na wietrze tkanek i mięśni. Włókna istnieją właściwie tylko po to, aby pęknąć w szarpaninie duszy i ciała w chwili śmierci. Uwalniają ducha.
     Rodzą się i dojrzewają w wyniku wewnętrznej ascezy dwóch przeciwstawnych półkul - materialnej i niematerialnej. Są ołtarzem dla sumienia, czerpiącego z łaski zaznajomienia z bliskimi pragnieniami duszy.
     Choć może wydawać się to niezrozumiałe - pojedyncze włókno nie istnieje, jest dostrzegalne dopiero w zbiorowisku innych włókien tworzących warstwy, przedsionki, nawy, sklepienia i podziemia. To byty niewidzialne, ale w dotyku przyrównać by je można do jedwabiu, bądź delikatnie przędzonej pajęczyny. Włókna są misterną kostrukcją; trudne do rozszyfrowania są ścieżki labiryntów, które one tworzą. Niewątpliwie ten, kto zgłębiłby tajemnicę takiego labiryntu, jako wynagrodzenie otrzymałby nieśmiertelność.
     Włókna nie pękają tylko w szczególnych momentach śmierci - są wtedy rozrywane, rozszarpywane i zmiatane w nicość niepokonaną falą gorącego powietrza kary wiecznej. Tych, których dotyka taka śmierć, są nazywani przez swych bliskich i współbratanków „przeklętymi”. Są nimi samobójcy, mordercy i ofiary morderstw, jak również ci, którzy nawet u kresu życia, pragną żyć wiecznie.
     Włókna są ściśle związane ze śmiercią. Nienawidzą stąd niezapobiegliwego i lekkomyślnego myślenia o tym stanie przerwania świadomości, odchodzenia w inny świat.
     Są z reguły niewidzialne; rzadko kiedy można je ujrzeć pomiędzy ludźmi wymijającymi się na ulicach lub ślącymi pozdrowienia wzajem do siebie...

2
     Magdalena wyszła z katedry i natychmiast otarła bawełnianą chustą spoconą szyję. W ścisku modlących się pielgrzymów nagle poczuła się słabo i z całej siły oparta o dwóch mężczyzn została wyprowadzona poza bramy świątyni. Stała tam podłużna drewniana ławka - malowana w kolorze bieli, ale zbrązowiała już znacznie z powodu osiadającego tam kurzu. Wsparta metalowymi nóżkami w kolorze szarego błękitu, wahała się pod ciężarem, uderzając rytmicznie o niedawno zaschnięty cement tworzący chodnik pomiędzy dzwonnicą, a kościelną wieżą. Kobieta została tam położona, korpus spoczywał na drewnie, lecz ręce i nogi nieznacznie przesunęły się w stronę ziemi. Bezwładnie migotały w parnym powietrzu niczym wsporniki nieznanej nikomu, dziwacznej w kształtach budowli. Upewniwszy się, że Magdalena czuje się dobrze, mężczyźni wrócili na plac przed katedrą, pozostawiając ją odpoczywającą kilkanaście metrów od ogromnego cienia rzucanego przez wielkie, otwarte, poznaczone witrażami okna katedry.
     Audiencja pielgrzymów zbliżała się ku końcowi. Magdalena usłyszała słowa podziękowania i błogosławieństwa, po czym wszyscy odeszli do swoich miejsc zakwaterowania. Nieznacznie przechyliła się w bok, a widząc, że zawroty głowy nie nasilają się, a wręcz ustępują, usiadła na skraju ławki i oparła dłonie o brzeg blatu. Syknęła z bólu i zaskoczenia, kiedy niespodziewanie drzazga wystająca z dolnej warstwy farby przebiła jej opuszek palca. Przyłożyła ranę do ust, a ból ustępował powoli. Podniósłszy wzrok spostrzegła ludzi przyglądających się jej z ciekawością i zaskoczeniem. Strzeliste sklepienie katedry nad głowami patrzących przypominało aureole oplatające ich twarze. Opuściła gwałtownie spojrzenie, by nikt nie ujrzał pojedynczych łez spowodowanych nagłym i niespodziewanym bólem.
     Próbując odzyskać utraconą przez omdlenie równowagę uniosła się znad ławki i stanęła na palcach. Nie upadła, stąd uznała, że jest na tyle silna, by wyjść bez niczyjej pomocy z sanktuarium. Wyszła... kilkanaście minut później, mierząc bezradnym spojrzeniem ozłoconą bramę wejściową zdającą się łączyć ponury rys nieba z zatłoczonym ciżbą ludzką nieporadnym szkicem ziemi..

3
     Czyniąc dobro, umacnia się strukturę włókien. Stają się odporniejsze na zerwanie i hartują się, aby dusza i ciało nie uległy pokusie. Stają się swoistym społeczeństwem, gdzie nietrudno o proporcje, uporządkowanie i harmonię. Stają się mozaiką, tworzą obrazy, projekcje rzeczywistości, które ujawniają się w momencie nocnego snu. Śniący nie zdają sobie sprawy, że za sprawą włókien, wędrują każdej nocy pomiędzy czyśccem, a niebem i piekłem.
     Ciała o zwartej strukturze włókien pięknieją i nieobce im stają się uczucia radości, miłości i nadziei. Są pewni swego zbawienia; dopomagają innym w umacnianiu sieci ich włókien. Wieczorami nie nawiedza ich już pustka i zagubienie, raczej odczuwają melancholię i odczuwają pragnienie nieśmiertelności. Wiedzą, że ich dusza stanie się przedmiotem starcia aniołów i demonów równie dobrze, jak wiedzą, że w tej konfrontacji zwyciężą anioły.
     Istnieją także ci, którzy dają świadectwo zła, będąc nawet na granicy życia i śmierci. To trudna do niezauważenia linia, po przejściu przez nią nasze ciało niknie - jak zużyty płaszcz pozostaje po drugiej stronie, my natomiast wkraczamy w przejście okryci włóknami duszy.
     Istoty złe, łaknący zła wkraczają w tę eternalną przestrzeń z poszarpanymi włóknami. Ich szczątki ciągną się i wplatają w miejsce, gdzie niegdyś były stopy, owijają się o wypustki kolan, błagając mimo wszystko o litość dla skazańca.
     Niezależnie jednak od ich korzeni, skazańcy na mocy odwiecznego wyroku są przeznaczani na potępienie. Opadają ku dołowi nadzy i wyjący, a poszarpane włókna pozostają w czyśccu ułożone w nieznaczną grudkę poplamionej bieli.
     Wystarczy brak zaledwie jednego włókna, aby zostać potępionym...

4
     - Przepraszam bardzo... - chłopiec, który spoglądał na Magdalenę ubrany był w niebieskie krótkie spodenki i białą, poplamioną tłustymi plamami koszulę.
     To pewnie wosk świec - pomyślała, śledząc ruch jego rąk wyciągających z kieszeni bilet podróżny...
     Czy mogłaby pani spojrzeć na ten bilet? - zapytał się, patrząc usilnie w jej oczy serią krótkich, ale skupionych spojrzeń.
     Magdalena nie rozumiała intencji tego chłopca, które przemawiałyby za tym, aby miał zatrzymywać osłabłą, 32- letnią kobietę, ociężale wlokącą się w stronę ocienionej cieniami drzew przydrożnej stołówki dla pielgrzymów. Była pewna, że jej podpuchnięte oczy i rozwiane na wietrze, klejące się do siebie strąki włosów skutecznie odstręczały każdego przechodnią od rozmowy z nią.
     - Ile masz lat? - zapytała zachrypniętym głosem, choć w głębi serca pragnęła uciec z tego miejsca i wymazać z pamięci rozżaloną twarz dziecka, któremu właśnie zadawała to pytanie.
     Siedem... - odpowiedział szeptem chłopiec - mam na imię Krystian... - mówienie przychodziło mu z niemałym trudem - i zgubiłem swoich rodziców i grupę, z którą przyjechałem tutaj... - cisza przedłużała się, gdy nagle Krystian wyciągnął dłoń w kierunku ramienia Magdaleny, na jego czole perlił się pot, a w kącikach oczy błyskały łzy - pomoże mi, pani?...
     Na rachunku, który gniótł się pomiędzy palcami Magdaleny, było wydrukowane rozmazaną czcionką, że podróż została opłacona z Katowic.
     - Mieszkasz w Katowicach? - zadała pytanie w kierunku drżącego od dymu procesyjnych świec powietrza nad głową chłopca.
Krystian zaprzeczył, odrzekł jedynie, że mieszka nieopodal miasta. Zaczął padać deszcz, część procesji widoczna na horyzoncie rozpierzchła się w popłochu, biegnąc czym prędzej w poszukiwaniu i tak już przeładowanych noclegowni. Magdalena zabrała Krystiana do wnętrza stołówki, widząc jak chłopiec coraz bardziej drży i ziębnie na chłodzie...

5
     Włókna nigdy nie staną się elementami przetargu między siłami Dobra i Zła, same w sobie są obojętne, choć stworzone na obraz Boży. Być może to w nie właśnie przyobleczą się cielesne powłoki na ostatecznym sądzie. Archanioł ważąc ludzkie postępki w rzeczywistości ważyć będzie na wadze losu ilość włókien splecionych w ciągu życia. Ciała oczekiwać będą z boku na wyrok. Ci zbawieni otrzymają włókna na powrót i przybiorą się nimi niczym pradawni apostołowie, wstępując do bram raju. Tym potępionym włókna nigdy nie będą zwrócone i całkowicie nadzy będą szaleć w rozpaczy, rozdrapywać skórę, pozostawiając krwawe znamiona utraconego daru. Zejdą do podziemi, a smugi czerwieni na ich bokach i plecach będą znakiem rozpoznania dla władców piekła, że oto nadchodzą ci, którzy będą podlegać nieustannym torturom.
     Wbrew nałożonej karze, Bóg ich ukoi przed męką - będą odczuwać tylko połowę bólu zadawanego im przez siły zła. Zbawieni zamrą w strachu i przerażeniu, widząc z wysokości, co dziać się będzie z ich grzesznymi współbraćmi... Lecz nie będą w stanie przestąpić nawet kroku, by swą bliskością ulżyć ich cierpieniom.
     Zaprawdę, wystarczy brak zaledwie jednego włókna, aby zostać potępionym...

6
     Krystian spokojnie i w ciszy zjadł skromny obiad. Nie dokończył zupy, choć jak mówił - nie jadł od rana, czyli od czasu wyjazdu. Magdalena przyglądała mu się z mieszaniną podziwu i roztkliwienia. Przypominał jej ją samą i te chwile z dzieciństwa, w których była zdana wyłącznie na siebie. Potwierdzał swoją obecnością - tu, w stołówce, razem z nieznajomą kobietą - że nawet dzieciństwa nie da się odciąć od samotności, czasami nawet tak przenikliwej, że bolesnej.
     Dzięki niemu przypominała sobie te chwile rozpaczy z dzieciństwa, które okazywały się jedynie błahą przygodą - spacer w lesie razem ze swoją matką, poszukiwanie owoców leśnych w środku chaszcz i zagubienie się, wołanie o pomoc, a wreszcie radość z odnalezionej drogi do domu...
     Teraz to on przeżywał rozpacz... Ten chłopiec cierpiał, bo nie wiedział jeszcze, że odnajdzie rodziców. Nie był pewny, czy wszystko znów dobrze się skończy. Niezależnie od tego, jak długo by go pocieszać, przekonywać, że wróci do domu, on teraz wiedział tylko o jednym. Nieważne, że miał już niedługo cieszyć się ze szczęśliwego zakończenia wypadku, teraz był przerażony i osaczony. Choć przecież nie było się czego bać...
     - To cecha dzieciństwa - myślała Magdalena - nieustanne zabieganie o to by nie utracić tego, co kochamy...
     Tę noc spędzili razem, w jednym pomieszczeniu, bo Krystian bał się ciemności. Nawet gdy zasypiał, zrywał się natychmiast z szeroko otwartymi od kłębiących się koszmarów oczami. Ranek przyszedł późno, a w godzinach przed wschodem słońca kobieta i chłopiec próbowali zasypiać, patrząc badawczo na siebie. Słowa uspokojenia nie przynosiły skutku - niemając własnego dziecka, Magdalena nie potrafiła ukoić drżącego Krystiana. Patrzyli na księżyc i gwiazdy toczące jego oblicze jak listowie, które porasta wysuszony, biały od starości owoc...

7
     Wiele osób zastanawia się nad tym, czy włókna są żywe. Opowiadają o tym, że czasami w łóżkach, na chwilę przed zaśnięciem słyszą czyjś spłycony oddech i kojące westchnienia ze środka ciała. „Ciało żyje...” - tłumaczą to sobie lakonicznie, po czym zasypiają wymazując swe wątpliwości z pamięci. Tylko konwulsyjnego łkania, który budzi ich przed nadejściem poranka nie potrafią sobie wyjaśnić i upychają ten płacz do głębokiej ciemności pamięci, skąd nic nie jest w stanie powrócić w stanie, w jakim tam kiedyś przybyło.
Wstają z łóżek, obmywają twarz przed zabrudzonymi lustrami i wychodzą na zewnątrz swych domostw. Dopiero poranna mgła unosząca się pomiędzy drzewami przypomina im strukturę włókien. Ten jeden moment w ich życiu to moment całkowitego poznania, olśnienia- trwa niedłużej niż kilka sekund, lecz przyprawia ich o dreszcze, upadają na zroszoną kroplami rosy trawę, chowają twarz w dłonie - bo w tej jednej chwili odczuwają paniczny wstyd i nie chcą ukazywać swego nieczystego oblicza.
     Niedługo później wstrząs okrywają pokłady niepamięci, a niepokój wewnętrzny gaśnie zdmuchnięty potrzebami powrotu na łono wymagającej rzeczywistości. Włókna jednak nie przestają istnieć - pragną, aby człowiek dostępował za ich sprawą kolejnych, powodujących cierpienia objawień i za każdym razem przybliżał się coraz mocniej do zrozumienia tajemnicy swego posłannictwa.
     Wystarczy brak zaledwie jednego włókna, aby zostać potępionym...

8
     Autobus z wygrawerowaną z przodu, z boku i z tyłu rejestracją Katowic stał na postoju na jednej z ulic krzyżujących się bezpośrednio z katedrą. Lśnił od słońca a, choć była to dziesiąta rano i chłód nie zdążył do końca zniknąć z owianych wiatrem uliczek, fale drżącego, gorącego powietrza dookoła pojazdu czyniły go bardziej eterycznym i niedotykalnym...
     Dziękuję - powiedział z pochyloną głową chłopiec.
     Byłam pewna, że wszystko dobrze się zakończy - powiedziała z nieskrywaną radością Magdalena.
     Wyjeżdżamy pewnie za godzinę, po spotkaniu pielgrzymów w jednej z ... - zawiesił głos, szukając właściwego wyrażenia.
     Aul... - podpowiedziała z przymrużonymi szelmowsko oczami Magdalena.
     Dokładnie... - Krystian zawiesił głos - podejdę teraz do autobusu, usiądę przy głównych drzwiach i zaczekam na kierowcę... Kiedy przyjdzie, wsiądę i będę czekał aż rodzice wrócą do autobusu...
     Bardzo rozsądnie - radość Magdaleny natychmiast zastąpił smutek i żal, że chłopiec musi już odejść - jesteś wspaniałym chłopcem, będziesz kimś wielkim... - zawahała się, jakby chcąc coś powiedzieć coś jeszcze - spokojnej podróży - powiedziała i pochyliła się, aby ucałować chłopca.

9
     W chwilach absolutnego rozrzewnienia włókna przekraczają granice duszy i ciała. Roztkliwienie nakazuje im krążyć w gardle, na powierzchni powiek przy wymienianiu oddechów, czy pod opuszkami czerwieniejących palców. To chwila miłości - ciało człowieka staje się świątynią nieba, a człowiek jaśnieje poczuciem nieskończoności dokonującym się właśnie w jego kruchym i przemijającym ciele.
     Tylko dzieci potrafią uwolnić w człowieku pokłady najsilniejszego i najdotkliwszego rozrzewnienia. Tylko one potrafią uwolnić włókna...

10
     Magdalena ucałowała Krystiana w policzek, kilka centymetrów ponad jego wargami. Krystian w jednej sekundzie zamknął oczy. Kobieta odjęła usta od twarzy chłopca, odwróciła się i poczęła biec w przeciwnym kierunku, bezustannie łkając...
     Na policzku chłopca, zawieszone pomiędzy chropowatością ust, a gładkością skóry bieliło się niedostrzegane przez nikogo włókno...

11
     Zaprawdę, wystarczy brak zaledwie jednego włókna, aby zostać potępionym...

12
     Magdalena wyjęła z torby podróżnej książkę i poczęła czytać. Jazda trwała już ponad dwie godziny. Po kilku minutach jej powieki stały się ociężałe, a ona zamknęła je po krótkim czasie siłowania się z samą sobą. W ostatniej chwili przytomności umysłu usłyszała głos znikąd, który nakazywał jej, aby nie zasypiała...
     Autobus uderzył w wymijającą go ciężarówkę, która na przyczepie przewoziła kilkumetrowe, drewniane pale budowlane. Wnętrzem pojazdu zatrzęsło, a sam pojazd zjechał głęboko w stronę pobocza, wioząc ze sobą rozpaczające i będących w panice kobiety i mężczyzn.
     Zatrzymano się, krzyki nie ustawały, ktoś zaczął śpiewać godzinki drżącym głosem, przerywanym gorączkowymi haustami powietrza. Zacznijcie wargi nasze... wargi nasze... nasze...aszee..
     Tylko jedna osoba nie przeżyła tego uderzenia. Magdalena spała oparta o okno, gdy jedna z drewnianych bali rozbiła kilka zewnętrznych i wewnętrznych szyb po jej stronie. Odłamki szkła wbiły się w jej głowę, powodując wylew krwi do mózgu i śmierć na miejscu. Kobietę odrzuciło na siedzenie, a splątane włosy wraz z kawałkami szkła przeraźliwie przypominały powykrzywianą koronę cierniową. Pomimo tak okrutnej śmierci, Magdalena nie cierpiała. Nie czuła żadnego bólu... Wydawało jej się, że nadal żyła. Otworzyła oczy i poczęła oddychać...

13
     Matka Krystiana siedziała tuż obok chłopca. Pozornie uspokojony ojciec spał z tyłu, na boku, wtulając się w fotel, lecz śniąc koszmary. Krystian siedział przy oknie. Kreślił niezrozumiałe nawet dla siebie znaki na zakurzonej szybie...
     Nie pozwolę Ci umrzeć... Nigdy... nie zostaniesz potępiona... - mówił dziwnie nieswoim głosem - zostaniesz zbawiona... - dodał, po czym zamknął oczy.
     Zasypiał.
     Nigdy nie pozwolę Ci umrzeć... - śnił...