Bez zbędnych słów

Gdy w kwiecistych chustach
wstydliwie chowają
wianek posiwiałych lat -
dotykam wzruszeniem ich dłoni
wielkich i ciężkich
jak skiby ziemi...
W bruzdach ogorzałych twarzy
odnajduję pogubioną
na ścierniskach młodość.
Mgliste zwierciadła ich oczu
odbijają buraczane zagony,
przekopane kartofliska,
wyłuskane kolby i strąki.
Przyłapuję na gorącym uczynku
ich przygarbioną miłość -
cichą i wierną,
bez korowodu zbędnych słów.

Z tomiku: "Tylko osty..."