Pokusa mistyki wschodu

     Działalność ewangelizacyjna i misyjna Kościoła nadaje entuzjazm i uzasadnienie dla wiary. Wiara w Boga umacnia się, gdy jest przekazywana. Jest tyle pięknych form zaangażowania w Kościele: ruchy, zespoły, stowarzyszenia. Jednak człowiek nie chce tego zobaczyć i poświęcić się Bogu. Dlatego szuka sobie zastępczych form, a przez to wchodzi niekiedy w wielką pułapkę, z której później bardzo trudno jest wyjść. Wielki teolog naszych czasów Hans Balthasar przestrzegał: Przyjdą jeszcze pokusy ze strony złego, będzie wielka pokusa fałszywej nauki mistyki wschodu, człowiek zachłyśnięty techniką wschodu powie: po co mi Bóg?
     Jedną z form kultury Wschodu jest sztuka walki. Sztuka walki połączona z medytacją to sposób psychofizycznego doskonalenia. Szczególne znaczenie ma jedność ciała i duszy. Pełny rozwój duchowy wymaga również ćwiczeń ciała, w celu doprowadzenia do opanowania i utworzenia harmonii cielesno - duchowej. Jednak sięgając do korzeni sztuki należy stwierdzić, że rodowici mistrzowie walki Wschodu są spadkobiercami Buddy. Prowadzili oni system doskonalenia umysłu i naukę walki. System mnichów buddyjskich, który w założeniach miał być zdrowotną gimnastyką, okazał się o wiele skuteczniejszy w walce. Mnisi byli bezbronni i wyznawali zasadę; „nie zabijaj i broń wszelkie życie”. Wyruszając na różne wyprawy, czy będąc w klasztorze, w obliczu niebezpieczeństwa nie mieli szans. Dlatego, kiedy zauważyli, że ta sztuka, będąca gimnastyką zdrowotną stała się bardzo skuteczną w walce, zaczęli coraz bardziej rozwijać te metody. Zobaczyli, że w powiązaniu z medytacją, którą praktykują, gimnastyka zwiększa swoją skuteczność. Oparte to było na filozofii buddyjskiej, na wytężeniu i determinacji woli. Wykształciła się sztuka walki Shaolin bardzo mocna, twarda, opierająca się na fizycznej pracy całego ciała. Odpowiedzią na filozofię buddyjską i prezentowaną przez mnichów sztukę walki Shaolin, była taoistyczna sztuka walki. Taoizm był w opozycji do buddyzmu. Taoiści oparli swą walkę na harmonii ze wszechświatem. Ta sztuka polegała na ruchach łagodnych, powolnych, miękkich, będących przeciwieństwem sztuki walki Shaolin. Taoiści przywiązywali uwagę do rozwoju duchowego, opierając się na trzech zasadach: życia, ducha i spójności wewnętrznej. Z biegiem czasu sztuka walki Shaolin i Taoistyczna połączyły się i powstały style walki.
     Sztuki walki Wschodu zaczęły przemieszczać się ze Wschodu do Ameryki i tu działy się rzeczy niebezpieczne. Zachód jest niejako zakochany w walce i rywalizacji. Bardzo szybko w kulturze Zachodu okazało się, że ludzie, którzy ćwiczą walki, chcą się sprawdzić. Dlatego wyłoniło się pojęcie: sporty walki. Doświadczenie uczy, że ta transformacja ze sztuk walki do sportu walki jest bardzo niebezpieczna. W sportach walki cała filozofia wschodnia została odrzucona. Wtedy agresja, która tkwi w technikach walki jest tak mocna, że niektórzy zawodnicy nie są w stanie panować nad swoimi emocjami. Pojawiła się wówczas patologiczna agresja. Mistrzowie Wschodu krótko, a dosadnie na ten temat wypowiadali się, że: karate na Zachodzie nie jest sportem, ale sztuką niszczenia przeciwnika; a przecież powinno być używane tylko do samoobrony i to w ostateczności. W niektórych wypadkach karate przestało być sztuką samoobrony.
     Trenując walki w sposób niekontrolowany, można stracić dużo ze swojej duchowości. Człowiek, który nie jest w pełni odpowiedzialny i szlachetny, nie będzie umiał zapanować nad technikami walki. Taka sytuacja w świadomości prawdziwego karateki jest katastrofą. Bez moralnych i osobowych wartości i odniesienia swojej osoby do Boga, sztuki walki stanowią siłę niszczącą. Są instruktorzy sztuki walki, którzy są głęboko wierzącymi katolikami. Jeżeli jest tu właściwe odniesienie do Boga, to nie ma niebezpieczeństwa. Niestety, są i tacy instruktorzy sztuk walki Wschodu, którzy nie mają nic wspólnego z chrześcijaństwem. Zamiast krzyży i świętych obrazów mają fotografię lub figurę Buddy. Rodowite filozofie medytacyjne Wschodu, które niosą ze sobą walkę, nie pasują do mentalności chrześcijanina. W kulturze Zachodu w tym sporcie można skorzystać z medytacji chrześcijańskiej. Chrześcijanin jest człowiekiem dążącym do miłości, dobroci i doskonałości duchowej oraz opanowania swoich złych skłonności, dzięki pomocy Bożej. Sam trening, sport i kultura walki w wykonaniu człowieka moralnie dobrego, który ma odniesienie do Boga, nie jest złem. Ocena, czy jest to sprawa dobra i pożyteczna, zależy od intencji, odpowiedzialności, opanowania i miłości człowieka, który ćwiczy sztuki walki. Jeżeli dobry, szlachetny i opanowany człowiek nauczy się technik walki, wtedy jest to wspaniała sprawa. Niedobrze jest jednak, gdy technika przewyższa moralność i człowieczeństwo karateki. Podsumowując, należy stwierdzić, że sama technika walki nie jest złem, jeżeli jest przyswojona przez dobrego człowieka, który korzysta z umiejętności w celach obrony lub relaksu.
     Niebezpieczne i fałszywe są filozoficzne sposoby wyzwolenia siebie, zwane Jogą [Yoga]. Joga pochodzi z hinduizmu i jest filozoficznym sposobem medytacji w celu obudzenia w sobie boskości. Jogi nie można w żadnym wypadku pogodzić z chrześcijaństwem. Czasem katolik bez problemu sięga po jogę. On oczywiście szuka w tym koncentracji, skupienia się, zdolności. Nie chce pamiętać, że joga jest rdzeniem hinduizmu. Klasyczna joga składa się z ośmiorakiej ścieżki, która polega na: wstrzymywaniu się, uzdatnianiu, odpowiedniej postawie, tłumieniu oddechu, ćwiczeniu uwagi, koncentracji, właściwej medytacji i ekstazie [stanie wyzwolenia i oświecenia]. Stan koncentracji, a później zjednoczenia w jodze buddyjskiej, zwany nirwaną, jest stanem nieistnienia. Nieistnienie jest celem medytacji Wschodu - dochodzi tu do hiperegocentryzmu. Istnienie w tej filozofii jest dla człowieka przekleństwem. Stan umysłu, który osiąga się w jodze, jogini nazywają stanem wyższym. Tymczasem jest to ingerencja w stan gospodarki psychicznej człowieka, bez żadnej kontroli i bez żadnej świadomości, jakie skutki może to przynieść. W ramach ćwiczeń jogi, bardzo często człowiek dochodzi do stanów, które wymagają później leczenia psychiatrycznego, a nawet egzorcyzmów.
     Bardzo niebezpieczną sektą, pochodzącą z Dalekiego Wschodu jest także Hare Kryszna. Ludzie traktują ich jak niegroźnych wariatów, jednak oni stanowią realne zagrożenie dla społeczeństwa, bo wykorzystują swych członków do niewolniczej pracy i niszczą życie tysięcy młodych ludzi na całym świecie. Ruch został założony w 1965 roku w USA. Centrum wierzeń stanowi bożek hinduski o imieniu Kryszna. Z racji odejścia od klasycznego hinduizmu, ruch ten jest sektą. Kult oddawany Krysznie jest bałwochwalstwem. Krysznici w domach mają posąg swego bożka, któremu są zobowiązani składać ofiary z owoców i kwiatów. Są również zobowiązani do wielogodzinnego powtarzania mantr. Takie wielogodzinne mantrowanie prowadzi do niezdolności samodzielnego myślenia. Również biją pokłony przed posągiem - kawałkiem drewna. Krysznici tłumaczą, że modlą się do Boga, a Chrystusa zamienili sobie na Krysznę - jest to jednak totalna bzdura. Zarzucają chrześcijanom łamanie przykazania „nie zabijaj” za to, że jedzą mięso. Warto jednak wiedzieć, że w oryginalnym hebrajskim tekście biblijnym, na określenie zabijania występują rozmaite słowa w zależności od kontekstu. W Dekalogu, w piątym przykazaniu użyto słowa „rasah” - jest to wyraz stosowany na określenie zamordowania istoty ludzkiej, a chrześcijanie przecież stoją bardzo mocno na straży życia ludzkiego. Adepci Hare Kryszna porzucają rodziny i poddawani są „technikom umysłowej zależności”, takim jak pozbawienie snu i bardzo surowa wegetariańska dieta. Ma to prowadzić do dezorientacji i podporządkowania człowieka. Krysznici przymuszają swych członków do żebractwa i kwestowania na rzecz grupy. Uważają swoją sektę za najlepszą i wyzwoloną od wszelkich zależności. Wyzwalają się od wszystkiego, a przyjmując najprzyjemniejsze elementy z różnych religii wpadają w sidła szatańskie.
     Niebezpieczeństwo pseudoreligii ze Wschodu leży w ich doktrynalnej niejasności i praktykowaniu przesądu. Za parawanem doktryn działa realna i ukryta siła. Jest to siła „złośliwego anielskiego umysłu i woli”, zdolna do niszczycielskiego wkroczenia w życie człowieka. Zło chce wejść w to, co najlepsze w porządku duchowym. Dlatego specjalizuje się w fałszywej mistyce. Aby wyzwolić się od zła, trzeba stanąć w prawdzie i kierować się miłością. Następnie uważać na niebezpieczeństwa i prosić Boga o siłę odpierania zwodniczych pokus. Trzeba modlić się do Jezusa o umiejętność panowania nad sobą, nie za pomocą różnych systemów filozoficznych Wschodu, ale przy pomocy daru łaski, którą otrzymujemy od kochającego i wszechmocnego Pana Nieba i Ziemi.