Błogosławiony Hanik
Szkoła i powołanie
W rodzinnym gronie był nazywany zdrobniale: Hanikiem. Można by rzec: zwykły chłopak. Działał w harcerstwie, ze sportową pasją osiągał sukcesy w piłce ręcznej. Z wrażliwą duszą angażował się w amatorskie przedstawienia teatralne, będąc członkiem Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Do Pierwszej Komunii Świętej przystąpił 21 maja 1925 r., a miesiąc później z rąk ks. Augusta Hlonda – będącego wówczas administratorem apostolskim na Górnym Śląsku – przyjął sakrament bierzmowania. To był szczególny czas w duchowej drodze Jana – radość po sakramencie pokuty, częste przyjmowanie Jezusa w Eucharystii. Pełen ufności i wiary wstąpił również w szeregi Żywego Różańca, aby każdego dnia wynagradzać Matce Bożej zniewagi i grzechy Ludu Bożego.
Gorliwość, wytrwałość i pokora w modlitwie pozwoliły mu w trudnej rzeczywistości międzywojennej z otwartym sercem stawać nieustannie przed Bogiem. Duchowe aktywności stanowiły istotny element jego rozwoju, którego owocem stała się decyzja o wstąpieniu do seminarium duchownego w Krakowie. Bp Stanisław Adamski udzielił mu 25 czerwca 1939 r., w kościele pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Katowicach, święceń kapłańskich. Dwa dni później w chorzowskiej parafii św. Marii Magdaleny sprawował Mszę Świętą prymicyjną. W pierwszych latach kapłaństwa posługiwał ludowi śląskiemu: w Chorzowie Starym i Rudzie Śląskiej.
Trudne lata okupacji
Tamte lata – czas II wojny światowej – wymagały przewartościowania życia każdego człowieka. Ks. Jan nie był obojętny na wydarzenia, które dotykały Śląsk, Polskę, świat. W homiliach wielokrotnie podkreślał, jak ważna – mimo tragicznych wieści, które napływały nieustannie do ludzkiej świadomości – jest postawa pełna wiary, nadziei oraz miłości Boga i bliźniego. Prowadzony drogą pełnego zawierzenia Matce Bożej głosił swoim parafianom, że tym, co może stanowić „narzędzie” zwycięstwa w walce z wrogiem, jest modlitwa różańcowa, która jemu samemu towarzyszyła od młodzieńczych lat. W kazaniach tak mówił: „Świat został pogrążony w burzy wojennej. Mało jest takich rodzin, w których by ten smok wojenny kogoś nie pochłonął. Jednych starł swoimi ostrymi zębami zupełnie. Inni zdołali mu się z pazurów wyrwać, ale wszystkich przejmuje on zgrozą i obawą, i na jego wspomnienie łza wyciska się z oka. Najmilsi! Trzeba nam czym prędzej wylać oliwę różańcową, a ona znów uspokoi burzę. Różaniec do ręki!”.
Lata wojny przyniosły odmianę działań duszpasterskich i wyrazów wierności Panu Bogu. Ks. Jan podjął czynności konspiracyjne, stając się tym samym członkiem polskiej organizacji podziemnej. Podczas odwiedzin kolędowych rodzin, które doświadczyły okrucieństwa wojny: aresztowań, terroru, śmierci – postanowił stać się ich jałmużnikiem. Angażując innych ludzi, wspomagał wdowy i sieroty: materialnie – organizując środki do życia ‒ a także pocieszając, służąc modlitwą wstawienniczą, za co był śledzony i przesłuchiwany przez gestapo. Władze aresztowały Karola Kornasa, który działał jako dowódca w sztabie śląskiej organizacji Służba Zwycięstwu Polski (później Związek Walki Zbrojnej). Torturując go, zmusili do złożenia zeznań.
Droga męczeństwa
W niedługim czasie po tym wydarzeniu został aresztowany również młody kapłan ze Śląska i grupa jego współpracowników. Rodzina podejmowała starania, które mogłyby doprowadzić do uwolnienia Hanika. Jego droga jednak wiodła innymi torami. Wkrótce, 3 grudnia 1942 r., stracono kolejnych więźniów, wśród nich również ks. Jana Machę. Poniósł śmierć przez ścięcie na gilotynie w katowickim więzieniu. Jego ciało najprawdopodobniej wywieziono do Auschwitz i spalono.
Został męczennikiem naszych czasów. Był zakorzeniony w Bogu, całkowicie wierny wypowiedzianemu fiat. W więziennej rzeczywistości trwał zanurzony w modlitwie. Odmawiał różaniec na paciorkach uplecionych z nici, które miał w sienniku, koronkę tę zrobił w największej prostocie serca. Krzyżyk złożył z odprysków stołowego blatu. Dziś ten różaniec jest relikwią, która po nim pozostała.
Dla bliźnich
W ostatnim liście napisanym do swoich rodziców, tak ich pocieszał: „Kochani Rodzice! Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! To jest mój ostatni list. Za 4 godziny wyrok będzie wykonany. Kiedy więc ten list będziecie czytać, mnie nie będzie już między żyjącymi! Zostańcie z Bogiem! Przebaczcie mi wszystko! Idę przed Wszechmogącego Sędziego, który mnie teraz osądzi. Mam nadzieję, że mnie przyjmie. Moim życzeniem było pracować dla Niego, ale nie było mi to dane. Dziękuję za wszystko! Do widzenia tam w górze u Wszechmogącego”.
Niech te słowa bł. ks. Jana Machy będą dla nas drogowskazem, inspiracją i przykładem. Jego życie: krótkie, ale niezwykle soczyste, przeżywane w totalnym zaufaniu Bożemu prowadzeniu. Życie z sercem pełnym wiary, w której łączył się z Maryją. To życie miało swoją drogę krzyżową: od modlitwy w Ogrójcu, przez aresztowanie za jego służbę biednym, biczowanie – wyzwiska, głód, nieludzkie i poniżające traktowanie ‒ śmierć męczeńską w więzieniu przy ul. Mikołowskiej, aż do niedzielnego poranka zmartwychwstania. Dlatego razem z bł. Hanikiem możemy i my z nadzieją wołać: Alleluja!