To tylko poeta

     Tak, tak, oczywiście. To dla mnie zaskoczenie, lecz i wielka radość – kierownik Urzędu ds. Wyznań Kazimierz Kąkol uśmiechał się sztucznie do zagranicznych dziennikarzy, których zaprosił do swojego gabinetu, by odpowiedzieć na pytania o prognozy odnośnie do przyszłego pontyfikatu. Jeszcze dzisiaj rano zapewniał ich, że niemożliwe jest, by papieżem został Polak. Teraz musiał robić dobrą minę do gry, która mogła skończyć się jego kompletną klęską. W pewnej chwili do gabinetu kierownika Kąkola weszła sekretarka i podszedłszy wprost do szefa, wyszeptała: – Towarzyszu kierowniku, Moskwa na linii.
     Kierownik Kąkol zamarł. Spodziewał się tego telefonu. Wiedział, że będzie musiał tłumaczyć się z wyboru Karola Wojtyły. Ale żeby tak szybko? W końcu nie minęło jeszcze nawet 15 minut od ogłoszenia go papieżem. I co on ma im teraz powiedzieć? Nawet nie zdążył się zastanowić, co wybór Polaka na papieża może oznaczać dla reżimu. A może popełnił błąd, pozwalając Wojtyle jechać na konklawe? Nie, nie, niemożliwe. Groźne by było, gdyby papieżem został ten antykomunista Wyszyński. Ale Wojtyła? Przecież to niegroźny idealista. Filozof, marzyciel, poeta…
– Zdrastwujtie, tawariszcz ­ Kąkol – usłyszał w słuchawce ­znajomy głos ministra spraw zagranicznych Związku Radzieckiego Andrieja Gromyki. Odruchowo poprawił włosy i strzepnął pyłek z poły marynarki, choć wątpliwe było, by linia telefoniczna mogła przekazać do Moskwy jego wygląd. Był zdenerwowany.
     Po krótkiej, wyczerpującej rozmowie kierownik Urzędu ds. Wyznań odłożył słuchawkę na widełki, otarł pot z czoła i opadł ciężko na oparcie fotela. „Najważniejsze, to nie tracić pewności siebie” – pomyślał.
***
Dwa dni później.
– Towarzyszu Kąkol, wezwałem was, bo sytuacja jest poważna – przewodniczący Rady Państwa Henryk Jabłoński wskazał gościowi jedno z pięknych złoconych krzeseł przy małym barokowym stoliku.
– Słucham, towarzyszu przewodniczący. – Kąkol skinął głową z wyrazem twarzy, w którym ciekawość mieszała się z lękiem.
– Miałem wczoraj telefon z Kremla… – zaczął Jabłoński.
– Ja zaraz po wyborze…
Przewodniczący popatrzył na Kąkola. W jego oczach malowało się przerażenie.
– Doprawdy! – zakrzyknął. – A wy tacy spokojni?!
– Nie widzę powodów do zdenerwowania. Już dawno mówiłem wam, że ten Wojtyła to tylko poeta. Nic nam z jego strony nie zagraża – odparł Kąkol, siląc się na spokój, choć w jego głosie słychać było, że nerwy nieco mu puszczają. – Jedyne, co należy teraz zrobić, to nawiązać jak najlepsze stosunki z Watykanem. Musimy robić wrażenie, że w pełni popieramy ten wybór i jesteśmy z niego dumni.
– Towarzysz Gierek wystosował już telegram gratulacyjny.
– Tak, wiem. Pomagałem mu go zredagować. A czy towarzysz przewodniczący zechce wziąć udział w inauguracji pontyfikatu?
– Hmm… Sądzicie, że to konieczne?
– Nie mogłoby być inaczej. Proponuję również zabrać towarzysza Jaroszewicza.
– Premiera? Ależ on do Kościoła pała jawną niechęcią.
– Towarzyszu przewodniczący – zaczął kierownik Kąkol, odzyskując swoją zwykłą pewność siebie. – Pragnę powtórzyć, że musimy zrobić dobre wrażenie na opinii publicznej. Tylko w ten sposób wyciszymy nastroje antykomunistyczne, które niewątpliwie wkrótce dadzą o sobie znać.
– Tak, tak, wiem. Cała Polska wiwatuje na cześć nowego papieża, wielu twierdzi, że zbliża się koniec reżimu. Ale skoro wy mi mówicie, że nie ma powodów do zdenerwowania…
– Powiwatują i przestaną. Zapewniam was, towarzyszu, że to nic groźnego.
– Ale w jakim świetle nas to stawia wobec naszych radzieckich sojuszników?
– Proszę się nie obawiać. Nasze media naświetlą to w odpowiedni sposób.
– Mam nadzieję. Ale, ale, słyszałem, że po wyborze Wojtyły piliście z dziennikarzami francuskiego szampana. Zdawać by się mogło, że przypadł wam do gustu werdykt konklawe. Kąkol spłonił się aż po końcówki swoich lekko odstających uszu.
– No cóż… – zaczął. – Byłem tak pewien, że wybór Polaka na papieża nie jest możliwy, że obiecałem moim gościom szampana, jeśli to nastąpi. A że jestem człowiekiem honoru…
– Ha, ha, ha. Taak. Honoru… – nerwowo zaśmiał się Jabłoński. – No to wypijmy za honor. Życzę wam i sobie, towarzyszu, żebyście mieli rację co do Wojtyły. Inaczej obaj zostaniemy wykopani ze stołków szybciej, niż Tomaszewski wykopuje piłkę spod swojej bramki.
***
– A potem była pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do Ojczyzny i wołanie, żeby Duch Święty odnowił oblicze naszej ziemi. I wtedy uwierzyliśmy, że z tym Papieżem, naszym rodakiem, możemy naprawdę rozpocząć drogę ku wolności.
– To mi trochę przypomina historię Jezusa i narodu żydowskiego. Oni też mieli nadzieję na wyzwolenie spod okupacji rzymskiej. Ale przecież Jezus wcale ich nie wyzwolił.
– Tak sądzisz? A ja myślę, że wyzwolił.
– Nie rozumiem.
– Bo widzisz, dziecko, prawdziwa wolność zawsze zaczyna się od wyzwolenia ludzkiego serca. Tego dokonał Jezus wśród ­ludzi, których nauczał, i tego również dokonał Papież Polak wśród nas. Dzięki niemu uwierzyliśmy, że możemy być wolni, że możemy zawalczyć o naszą wolność bez przelewu krwi.
– A więc, babciu, utożsamiasz Jana Pawła II z Chrystusem?
– O nie, w żadnym razie. Chrystus jest Bogiem. Jan Paweł II był tylko człowiekiem. Lecz był człowiekiem wielkim, bo potrafił poddać się działaniu Ducha Świętego. Tak, dziecko. Jestem pewna, że wszystko, co uczynił Jan Paweł II podczas swojego pontyfikatu, w rzeczywistości było działaniem Ducha Świętego w nim. Wątpię, żeby udało się obalić reżim komunistyczny wyłącznie ludzkimi siłami. Zresztą, posłuchaj, co sam Papież powiedział na ten temat: „Ja żyję w przeświadczeniu, że we wszystkim, co mówię i robię w związku z moim powołaniem i posłannictwem (…), dzieje się coś, co nie jest wyłącznie moją inicjatywą. Wiem, że to nie tylko ja jestem czynny w tym, co robię jako następca Piotra. Weźmy przykład komunizmu. (…) do jego upadku z pewnością przyczynił się wadliwy system ekonomiczny. Odwoływanie się jednak jedynie do czynników ekonomicznych byłoby zbyt wielkim uproszczeniem. Z drugiej jednak strony byłoby śmieszne, gdybym uważał, że to Papież własnoręcznie obalił komunizm”.
Dorota Krawczyk