Jak nauczyć się nieustannej modlitwy?

     Bardzo słusznie porównaliście postęp w sprawach duchowych z nauką dzieci, które tak długo nie będą umiały rozpoznawać poszczególnych liter ani swobodnie ich pisać, dopóki nie otrzymają dokładnego wzoru, wyrytego w wosku, aby przez ciągłe ćwiczenie i codzienne naśladowanie przyzwyczajać do nich wzrok i rękę. Podobnie jest w życiu duchowym – dlatego i dla was trzeba znaleźć taki wzór, taką formę modlitwy, abyście mając ją przed oczyma i stale powtarzając w pamięci, mogli przejść na wyższy poziom kontemplacji.
     Chciałbym ją teraz podać. Pamiętajcie tylko, że każdy mnich, który pragnie trwać w Bogu, powinien nieustannie rozważać ją w swoim sercu, odrzucając wszelkie inne myśli dotyczące codziennych trosk. Jeśli nie będzie od nich wolny, to nawet na tej jednej, którą podam, nie uda mu się skupić. Ja sam nauczyłem się jej od najstarszych Ojców, którzy dożyli jeszcze do moich czasów; dzisiaj wyjawiam ją tylko nielicznym, szczerze pragnącym doskonałości.
     A zatem, jeśli chcecie zawsze pamiętać o Bogu, powtarzajcie nieustannie następujące wezwanie: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu! (Ps 70,2)
     Nie bez znaczenia z całego skarbca Pisma Świętego wybrano właśnie to jedno, albowiem mieszczą się w nim wszystkie uczucia jakie rodzą się w człowieku i bardzo dobrze można je zastosować w każdym stanie duszy i w każdej pokusie.
     Jest w nim zawarte wołanie do Boga w niebezpieczeństwie, akt pokory w pobożnym wyznaniu niemocy, czujność duszy pełna troski i lęku, świadomość własnej ułomności, nadzieja wysłuchania i ufność w bliską pomoc, każdy bowiem, kto ustawicznie wzywa swego Obrońcę, musi być przekonany o jego stałej obecności.
     Jest w nim miłość i płomienne przywiązanie oraz świadomość niebezpieczeństw i lęk przed nieprzyjaciółmi – widząc wszak jak w dzień i w nocy jesteśmy przez nich oblegani, jedyny ratunek upatrujemy w Panu.
     Jest ono murem niezdobytym, twardym pancerzem i mocną tarczą dla wszystkich, którzy bronią się przed atakami szatana.
     Kiedy przyjdzie opieszałość i trwoga ducha, chroni nas od rozpaczy a kiedy gnębi smutek lub [grzeszne] myśli, przypomina, że Ten, do kogo się zwracamy, widzi nasze zmagania i blisko jest wszystkich, którzy Go wzywają.
     W czasie zwycięstw, powodzenia i płynącej stąd radości serca, przestrzega najpierw przed pychą i dumą, a ponieważ bez opieki Boga nawet chwilę nie moglibyśmy cieszyć się pomyślnością, modlimy się, by i wtedy śpieszył nam na ratunek.
     Jak więc widzicie, wezwanie to jest niezbędne i pożyteczne w każdym położeniu, a ten, kto we wszystkim oczekuje pomocy, okazuje, że nie tylko w chwilach ciężkich i smutnych, ale także pomyślnych i radosnych, nie może się obejść bez Bożej opieki. Z tych pierwszych, wszak, tylko Bóg może wyzwolić, tym drugim, tylko On zapewnić trwałość, albowiem ludzka ułomność, tak w szczęściu jak nieszczęściu, potrzebuje Jego wsparcia.
     Podam kilka przykładów. Uderza we mnie pokusa obżarstwa i jest tak silna, że każe mi szukać potraw na pustyni nieznanych lub w tym surowym odosobnieniu przypomina mi zapachy królewskich przysmaków... Kiedy spostrzegam, że zaczynam ich pragnąć, mówię: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu!
     Innym razem korci mnie, by przyśpieszyć godzinę posiłku lub z wielkim trudem zmagam się z pokusą przekroczenia miary słusznego, codziennego umartwienia w jedzeniu... Z jękiem wołam więc: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu!
     Wiem, że z powodu cielesnych pokus powinienem surowiej pościć, nie pozwala mi jednak na to stan zdrowia i kłopoty z żołądkiem... Aby płomienie cielesnych żądz wygasły we mnie bez surowego postu, modlę się więc: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu!
     Zdarza się, że o wyznaczonej godzinie mam przystąpić do posiłku, a tu chleb wywołuje we mnie mdłości i w ogóle straciłem ochotę na jakikolwiek pokarm potrzebny ciału... Wołam więc: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu!
     Dla większego skupienia chciałbym poświęcić się czytaniu, przeszkadza mi jednak nagły ból głowy; o godzinie trzeciej , zmorzony snem, zasypiam nad świętą Księgą, przekraczając lub uprzedzając czas przeznaczony na spoczynek; z powodu senności, nie mogę śpiewać psalmów w czasie wspólnych nabożeństw... We wszystkich tych przypadkach błagam więc: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu!
     Innym razem, przeciwnie, sen uleciał sprzed moich oczu i przez wiele nocy szatan męczy mnie bezsennością, pozbawiając pokrzepienia jakie daje nocny spoczynek... Wzdycham więc i modlę się: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu!
     Bywa też, że walczę jeszcze z wadami, a tu w czasie snu odzywają się ukryte żądze i kuszą do cielesnej rozkoszy... Aby nie wybuchnął szkodliwy ogień i nie spalił miło pachnących kwiatów czystości, wołam więc: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu!
     Czuję, że osłabły już we mnie cielesne pragnienia i wystygł ich żar... Aby ta zdobyta cnota, a raczej łaska Boża, trwała we mnie jak najdłużej (najlepiej zawsze), powtarzam więc gorliwie: Boże, wejrzyj ku wspo-możeniu memu; Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu!
     Niepokoją mnie wybuchy gniewu, chciwości lub smutku, pozbawiając tym samym upragnionej i umiłowanej łagodności... Aby te uczucia nie napełniły mnie gorzką żółcią, wołam więc z głośnym jękiem: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu!
     Jestem opieszały, nadymam się próżną chwałą i pychą, schlebiam sobie skrycie w myślach, obserwując lenistwo i oziębłość innych... Aby nie zwyciężyły we mnie te zgubne podszepty wroga, modlę się więc szczerze ze skruszonym sercem: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu!
     Udało mi się opanować pychę i dzięki stałej skrusze uzyskać łaskę pokory i prostoty... Aby nie dosięgła mnie stopa pyszałka i ręka grzesznika mnie nie wygnała (Ps 35,12 Wlg), i aby chełpiąc się zwycięstwem, nie spotkało mnie coś gorszego, wołam więc z całej siły: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu!
     Moją duszą zawładnęły liczne i groźne rozproszenia, moje serce jest niestałe, nie potrafię opanować rozbieganych myśli, nawet w czasie modlitwy ulegam zwodniczej wyobraźni, przypominając sobie dawne rozmowy i zdarzenia... Kiedy obezwładniony tą oschłością i niepłodnością ducha, nie jestem w stanie wzbudzić nawet jednej pobożnej myśli, wołam więc pośród westchnień i jęków: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu!, aby raczył mnie wybawić od tych ciemności.
     Po nawiedzeniu Ducha Świętego, moja dusza odnalazła właściwą drogę, myśli nabrały stałości, a do serca wypełnionego zachwytem i radością powróciła gorliwość. Opływam wtedy w bogactwo pobożnych myśli a dzięki światłu Pana, odsłaniają się przede mną najgłębsze i nigdy nie zauważone tajemnice Pisma Świętego... Abym jak dłużej mógł wytrwać w tym stanie, wołam więc często z wielką gorliwością: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu!
     Trwożę się osaczony w nocy przez ataki szatana, niepokoją mnie zjawy duchów nieczystych, potworny strach pozbawił mnie nadziei życia i zbawienia... Uciekam więc do zbawiennej przystani mojej modlitwy i z całych sił krzyczę: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu!
     Innym razem tak mnie pokrzepiła pociecha od Pana i takiej odwagi dodało mi Jego nawiedzenie, że wydaje mi się jakby niezliczone rzesze Aniołów otaczały mnie murem. Zaczynam wtedy szukać spotkania i wszczynam walkę z tymi, których dotąd bałem się bardziej niż śmierci, a których dotknięcie czy nawet sama bliskość napełniała trwogą moją duszę i ciało... Aby łaska Boża jak najdłużej zachowała we mnie to stateczne męstwo, wołam więc ze wszystkich sił: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu!
     Tak oto nieustannie powtarzajmy tę modlitwę: w nieszczęściu, abyśmy zostali wybawieni, w szczęściu, abyśmy je mogli zachować, nie unosząc się pychą. Rozważajmy ją nieprzerwanie w naszym sercu, nie przestawajmy śpiewać w pracy, w podróży czy przy jakimkolwiek innym zajęciu. Rozmyślajmy o niej we śnie, przy jedzeniu i w każdej potrzebie. Niech to rozmyślanie stanie się dla nas zbawienną metodą, która nie tylko zachowa nas bezpiecznie od napaści szatana, ale i oczyści od skażenia jakąkolwiek ziemską wadą, doprowadzając do kontemplacji rzeczy niewidzialnych i niebieskich, i wznosząc do owej niewysłowionej, żarliwej modlitwy, znanej tylko niewielu.
     Rozmyślajmy więc o niej gdy sen klei nam oczy, aby przez ciągłe ćwiczenie nauczyć się ją śpiewać nawet we śnie. Niech jej słowa jako pierwsze przypomną nam się rano, a w ciągu dnia niech wyprzedzają wszystkie nasze myśli. Niech zginają nam kolana do modlitwy, a gdy powstajemy, niech nas prowadzą do zajęć i obowiązków, i nigdy nie opuszczają. Rozmyślajmy o nich według przykazania Prawa przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu (Pwt 6,7). Niech będą na naszych ustach i na ścianach domu, a przede wszystkim w naszym sercu, aby jak pokorny refren pochylały się z nami, gdy padamy przed Bogiem, i jak nieustanna modlitwa wraz z nami powstawały, gdy przystępujemy do codziennych zajęć.
Czytelnia: