Kolonia - przemówienie podczas spotkania z Polonią

Drodzy Rodacy,
Umiłowani Bracia i Siostry!

     Dziękuję Bożej Opatrzności i ludziom, że w czasie tej mojej pielgrzymki po ziemi niemieckiej mogę się spotkać z wami, którym tu, w Niemczech, wypadło żyć i pracować, tworzyć historię własną, rodziny, kraju, i tworzyć równocześnie historię zbawienia. Ta historia Chrystusowych dróg do człowieka i ludzkich dróg do Boga decyduje o człowieku i w niej dopiero człowiek w pełni odnajduje siebie, odczytuje wartość i możliwości swojego serca i znajduje właściwe miejsce w świecie. Te właśnie Boże drogi zbawienia pragniemy odnajdywać wciąż na nowo w czasie tej pielgrzymki, razem z Kościołem w Niemczech, z jego Pasterzami i wiernymi, z naszymi braćmi w wierze w Chrystusa, ze wszystkimi ludźmi dobrej woli.
     Stojąc tu przed tysiącletnią katedrą w Moguncji, która przez wieki całe była miejscem koronacyjnym cesarzy i królów, jak katedra na Wawelu w Krakowie, nie można nie myśleć o całym długim procesie kształtowania się współżycia ludów w chrześcijańskiej Europie; zwłaszcza gdy na widowni dziejów rodziły się do samodzielnego bytu nowe narody i nowe państwa, które za wielką niejednokrotnie cenę zdobywały własne miejsce w Europie, w świecie, w historii. Znamy ten proces, jego blaski i cienie, i wiemy, że nie był on i nie jest łatwy. Wiemy, że geograficzna bliskość, sąsiedztwo powinno i może być błogosławieństwem, ale, jak wszystko, co ludzkie, może stać się także przekleństwem. Skoro tak jest, znaczy to, że jest ono przede wszystkim zadaniem, zadaniem stojącym zarówno przed poszczególnymi ludźmi, jak i całymi narodami. Tak to rozumiał już drugi historyczny władca Polski, król Bolesław Chrobry, który przez przymierze z cesarzem Ottonem III wprowadził Polskę jako równoprawnego członka łacińskiej społeczności chrześcijańskiej w Europie.
     Tylko ludzie święci mogą budować trwałe pomosty między narodami, bo tylko święci opierają swoje działanie na miłości, na umiłowaniu człowieka, bo budują swoje życie i przyszłość na Bogu. Miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga […] bo Bóg jest miłością (1 J 4,7-8). Tylko to, co zbudowane jest na Bogu, na miłości, jest trwałe, jak świadczy o tym chociażby do dziś czczony grób świętej Jadwigi w Trzebnicy, patronki pojednania. Gdy jednak miejsce wierzących i świętych zajmują ludzie bez Boga, wówczas prawem staje się egoizm i nienawiść, co potwierdza późniejsza historia współżycia między narodami niemieckim i polskim.
     Pośród biegu historii, tworzących się wypadków, politycznych decyzji, wrogości czy przyjaźni, wśród tego wszystkiego są konkretni ludzie, którzy pragną żyć, rozwijać się, zachować swoją tożsamość, prawa, wolność, wiarę, godność, i o nich przede wszystkim myślę w czasie tego spotkania. W ubiegłym roku, jak słyszeliśmy z ust księdza biskupa Szczepana Wesołego, delegata księdza Prymasa Polski do duszpasterstwa emigracji, przyjechało do Niemiec wielu Polaków z racji ekonomicznych. Swoją trudną, mozolną pracą przyczyniali się oni do gospodarczego wzrostu kraju, który dał im pracę i chleb. Po pierwszej wojnie i odzyskaniu przez Polskę niepodległości, wielu z nich pozostało na swoich miejscach. Na ziemiach zaś przygranicznych pozostała duża liczba mieszkających tam Polaków. Zorganizowali się oni we wspólny związek kulturalny polski, mający na celu kultywowanie chrześcijańskich i polskich tradycji i kultury. Na czele tych organizacji prawie zawsze stali księża, troszczący się o to właśnie harmonijne współżycie i chrześcijańską więź miłości. Nie było to życie łatwe. Może wy sami czy wasi ojcowie byliście lub byli poddani niejednemu upokorzeniu z powodu swojej religijnej czy narodowej postawy i niejedno musieli wycierpieć.
     Wypadki ostatniej wojny nie zaciążyły na współżyciu narodów, chociaż wiele przyniosły cierpień, krzywd i nieszczęść. Sprawiły one, że po zakończeniu działań wojennych na terenie Niemiec znalazły się prawie dwa miliony Polaków. Jedni przeszli gehennę obozową, inni byli wyczerpani nadmierną pracą, inni jeszcze przygnani tu przez wypadki wojenne z różnych powodów nie mogli wrócić do Ojczyzny. Nie poddali się oni jednak rozpaczy. Mimo trudnych przejść i przeżyć, mimo ciężkiej sytuacji materialnej w wyniku zniszczeń wojennych, natychmiast się organizowali. Jest to znowu ogromna zasługa polskich kapłanów. Wyniszczeni obozami, zaraz po uwolnieniu szli organizować życie religijne dla swoich rodaków. Trzeba było po ciężkich wojennych doświadczeniach na nowo odbudowywać wiarę, wiarę w Boga i wiarę w człowieka. Trzeba było na nowo budować zaufanie do człowieka, wiarę we własną ludzką godność. A można to było uczynić jedynie w oparciu o Chrystusa, bo tylko na Jego nauczaniu, na chrześcijańskiej etyce miłości, nawrócenia, przebaczenia można budować przyszłość i nowe międzyludzkie współżycie. I jest ogromną zasługą tych właśnie kapłanów, byłych kacetowców, „że wielu wróciło do normalnego życia, nie załamało się w trudnym pod każdym względem okresie powojennym i odnalazło na nowo wiarę w godność i miłość.
     Wy wszyscy, bez względu na okoliczności i czas przybycia, tu piszecie waszą historię, tu prowadzicie dialog z Bogiem, z człowiekiem, ze światem. Pragniecie być pełnowartościowymi obywatelami i przyczyniać się do wszechstronnego rozwoju kraju, w którym żyjecie. Pragniecie zapewnić jak najlepszą przyszłość waszym dzieciom i wnukom. Tu każdy z was wyciska i pozostawia niepowtarzalny ślad swego istnienia, swego życia, swojej wiary, swojej decyzji. Musi więc chronić, odczytywać i rozwijać to, co jest w nim, wewnątrz, to, co wypisane w jego sercu; musi pamiętać o glebie, o dziedzictwie, z którego wyrasta, które go kształtowało i stanowi integralną część jego psychiki, jego osobowości. W tym też duchu wypowiadają się Biskupi europejscy w orędziu skierowanym do świata z okazji jubileuszowego roku świętego Benedykta, Patrona Europy. Czytamy w tym orędziu między innymi: „Wolność i sprawiedliwość wymagają, aby ludzie i narody mogły rozwijać swoje odrębności. Każdy naród, każda mniejszość etniczna posiada własną tożsamość, własną tradycję i kulturę. Te szczególne wartości mają wielkie znaczenie dla ludzkiego postępu i pokoju” (Deklaracja Biskupów Europy z dnia 28.IX.1980). Także Prawda objawiona, Ewangelia, dociera do człowieka w oprawie pewnej kultury. Istnieje więc niebezpieczeństwo, że zatracenie odziedziczonych wartości kulturowych może w konsekwencji doprowadzić także do utraty wiary, zwłaszcza jeżeli nowe wartości kulturowe, które się przyjmuje w nowym otoczeniu, pozbawione są tego chrześcijańskiego charakteru, którym cechowała się kultura rodzima.
     Istnieje jeszcze inne niebezpieczeństwo, by zakładając nowe życie, w odmiennych warunkach cywilizacyjnych, nie zapatrzyć się bezkrytycznie i nie pozwolić się wchłonąć cywilizacji technicznej z równoczesnym narażeniem wiary, zdolności miłowania, tego wszystkiego, co decyduje o człowieczeństwie, o pełnych wymiarach człowieka, o jego powołaniu. Właśnie oparcie o tradycję, kulturę, która, tak jak polska kultura; przesiąknięta jest wartościami religijnymi, sprawi, że „egoistyczna cywilizacja i egoistyczna technologia pracy nie będą mogły zredukować człowieka do roli narzędzia produkcji” (Przemówienie w Salvador da Bahia); albo też narzędzia konsumpcji. O wartości człowieka ostatecznie decyduje to, kim jest, a nie to, ile ma. I jeżeli człowiek zatraci swoją godność, wiarę, świadomość narodową tylko dlatego, by więcej mieć, to postawa taka musi ostatecznie prowadzić do pogardy dla samego siebie. Natomiast człowiek świadomy swej tożsamości płynącej z wiary, z chrześcijańskiej kultury, dziedzictwa ojców i dziadów, zachowa swą godność, znajdzie poszanowanie u innych i będzie pełnowartościowym członkiem społeczeństwa, w którym wypadło mu żyć.
     Jedną z głębokich cech polskiej religijności jest nabożeństwo do Matki Najświętszej. Także i tu, w Niemczech, gdziekolwiek osiedlali się Polacy, przynosili w sercu miłość do Maryi i Jej zawierzali swój los. Zaznaczyło się to szczególnie w obecnym powojennym okresie. Czarna Madonna z Jasnej Góry mówi nam o miłości Boga, a wam przypomina tę ziemię, z której wyrastają wasze korzenie. Przed Nią modlicie się, Jej powierzacie wasze rodziny, zwłaszcza teraz, gdy obraz Częstochowskiej Pani pielgrzymuje po wszystkich ośrodkach duszpasterstwa polonijnego.
     Stając tu dzisiaj wobec was nie mogę zapomnieć, że poprzednie nasze spotkanie miało miejsce we wrześniu 1978 r. Byliśmy tutaj wówczas razem z Księdzem Prymasem, który przewodniczył delegacji Biskupów polskich na zaproszenie Episkopatu niemieckiego. Miejscem pamiętnego spotkania z Rodakami było sanktuarium Matki Bożej w Neviges. Wszystko to działo się kilka tygodni zaledwie po wyborze Jana Pawła I. Po ludzku sądząc, nikt nie mógł przewidywać, że za niedługo wypadnie mi stać się Jego następcą na Stolicy świętego Piotra w Rzymie. Okoliczność ta nadaje szczególne znaczenie całemu tamtemu spotkaniu. I ja je głęboko noszę w pamięci i w sercu.
     Ale chcę sięgnąć jeszcze o parę lat wstecz. W roku 1974, również we wrześniu, uczestniczyłem we Frankfurcie w złotym jubileuszu kapłaństwa śp. księdza infułata Edwarda Lubowieckiego, który po wyzwoleniu z obozu koncentracyjnego pozostał tutaj, naprzód jako wikariusz generalny arcybiskupa Józefa Gawliny, a później jako kanoniczny wizytator Polaków w Niemczech. Pobyt ten związał się w mojej pamięci z postacią tak przedwcześnie zmarłego kardynała Juliusza Döpfnera, który wspólnie ze mną zechciał koncelebrować Mszę świętą w Dachau. Wspominając postać księdza infułata Lubowieckiego, pragnę równocześnie złożyć szczególne życzenia błogosławieństwa Bożego dla obecnego rektora Misji Polskiej, księdza Stefana Leciejewskiego, i wszystkich kapłanów, sióstr zakonnych oraz najserdeczniej powiedzieć wszystkim „Szczęść Boże”. Będę wam zawsze wdzięczny za modlitwy. Z serca udzielam Błogosławieństwa Apostolskiego wam tu obecnym i tym wszystkim, którzy przybyć nie mogli; waszym rodzinom, waszym bliskim. Serdecznymi uczuciami obejmuję chorych oraz osoby w podeszłym wieku, zwłaszcza opuszczone, zapomniane. Gorąco pozdrawiam i błogosławię młodzież i dzieci. Miłość Boga Ojca, łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami wszystkimi.

16 listopada 1980
Jan Paweł II: