Rodzina słowem silna
W domu państwa Hanny i Piotra Kordyszów przywitała mnie ciepła, rodzinna atmosfera. Sześcioletni Staś trochę się z początku chował za fotel, ale już po chwili zaczął o sobie opowiadać. Najstarsza latorośl, 9-letnia Marysia, wstawiła wodę na herbatę, a 3-letnia Małgosia siedziała cichutko przytulona do mamy, po której widać już dobrze, że rodzina niebawem powiększy się o nowego członka.
– Jak dużo Państwo ze sobą rozmawiają? W jakich okolicznościach najczęściej: w czasie posiłków, zajęć domowych, czy w jakimś specjalnie do tego wyznaczonym czasie?
– Niestety ostatnio zbyt mało ze sobą rozmawiamy. Czujemy, że brakuje nam tych rozmów i w ogóle czasu spędzonego ze sobą. Takie są okoliczności związane z aktualną sytuacją. Mąż późno wraca z pracy, rano wstaje bardzo wcześnie (wychodzi z domu już przed szóstą). Dochodzi jeszcze stres związany ze zmianą pracy, zmęczenie… Rozmowy często sprowadzają się do krótkiej wymiany zdań na temat spraw bieżących, w dodatku gdzieś w biegu, podczas zajęć domowych. Jednak miejscem, przy którym możemy porozmawiać nieco spokojniej, jest stół, dbamy o to, żeby niedzielne śniadania i obiady były naprawdę celebrowane. Wtedy rozmawiamy o wszystkim całą rodziną. Czasem siadamy sobie przy herbacie i wówczas też rozmawiamy. Dobrze też służy rodzinnemu dialogowi wspólna jazda samochodem.
– Czego dotyczą Państwa rozmowy: spraw bieżących, duchowych, wychowania dzieci, polityki? Czy dzieci uczestniczą w tych rozmowach?
– Rozmawiamy głównie o sprawach bieżących, ale też o tych, które dotyczą bliskich, o sprawach związanych z wychowaniem naszych dzieci, o planach na przyszłość, o kwestiach duchowych również. O polityce ostatnio bardzo rzadko, choć nie jesteśmy obojętni na to, co się wokół nas dzieje. Rzadko się zdarza, że możemy rozmawiać bez dzieci…
– Proszę, dziękuję, przepraszam – czy te słowa często padają w Państwa rodzinie? W jaki sposób uczą Państwo dzieci używania tych słów?
– Tak. Te słowa często padają. Używamy ich między sobą i w relacji z dziećmi. Zwracamy uwagę dzieciom, by o nich pamiętały, gdy się czegoś domagają, np.: Małgosia krzyczy: pić! – przypominamy: chyba poproszę pić…; gdy jedno dzieli się czymś z drugim lub w czymś ustąpi, przypominamy: podziękuj!; podobnie po sprzeczkach – trzeba sobie przebaczyć i przeprosić. My też przepraszamy dzieci, gdy względem nich zachowamy się źle. Dziękujemy im za przejawy troski, za pomoc. Czasem sami o pomoc prosimy. Jest jeszcze jedno miejsce, gdzie te słowa padają – to wieczorna modlitwa. Prosimy, dziękujemy i przepraszamy Boga za różne konkretne sytuacje – dzieci w tym uczestniczą, ucząc się relacji do Niego, wdzięczności, wrażliwości na innych, żalu za popełnione zło.
– Często mówią Państwo swoim dzieciom „nie”? W jakich sytuacjach?
– Chyba dość często mówimy dzieciom „nie”. Na pewno staramy się nie ulegać ich zachciankom, mimo że czasami o wiele prościej byłoby odpuścić i „dla świętego spokoju” machnąć ręką. Nie pozwalamy im też na pewne zachowania niebezpieczne, przykre dla innych, jak np. zbyt głośne zachowanie na podwórku, dokuczanie komuś itd. Zawsze staramy się na bieżąco tłumaczyć, dlaczego z czymś się nie zgadzamy, na coś nie pozwalamy, przerywamy zabawę…
– A czy często się Państwo ze sobą kłócą? Czy miewają Państwo „ciche dni”?
– Cichych dni w ogóle nie miewamy i można powiedzieć, że nie wiemy, co to właściwie jest. Trudno nawet nam uwierzyć, że istnieje coś takiego jak ciche dni! Zdarza nam się kłócić i to wcale nie tak rzadko (niestety), ale te kłótnie przypominają palącą się słomę: są płomienne, ale krótkie – złość szybko gaśnie i nie ma śladu po ogniu… Szybko się godzimy, bo tak naprawdę nie potrafimy żyć ze sobą skłóceni. Umiemy się kłócić, ale nie potrafimy trwać w „pokłóceniu”, przepraszamy się wzajemnie, przebaczamy i nierzadko później się z tych naszych kłótni śmiejemy.
– Jak Państwo odnoszą się do treści przekazywanych przez media?
– Celowo pozbyliśmy się telewizora, więc na szczęście nie jesteśmy już zalewani potokiem słów, informacji i reklam płynących z mediów; zresztą jakość, forma i poziom merytoryczny przekazu medialnego w większości przypadków jest bardzo niski. Oczywiście interesujemy się tym, co się wokół nas dzieje, dlatego oglądamy i czytamy serwisy informacyjne w internecie, ale nie poświęcamy temu zajęciu wiele czasu i staramy się zachować dystans. Warto w tym miejscu powiedzieć, że momentem, w którym rzeczywiście zdaliśmy sobie sprawę, że to, czym karmi nas telewizja, jest w większości nic nie wartym, a nawet szkodliwym pożeraczem czasu. Gdy pewnego razu zaczęliśmy u kogoś oglądać telewizję – okazało się, że mimo wielu kanałów do wyboru, nic wartościowego nie znaleźliśmy. Zmienialiśmy pilotem kanał za kanałem i nic… – tylko później pojawiło się poczucie straconego czasu… Dlatego też nie mamy telewizora, aby siebie i dzieci nie karmić tą medialną „sieczką”. Myślę, że mało jest programów telewizyjnych dla najmłodszych, które byłyby naprawdę wartościowe. Wiele kreskówek dla dzieci pełnych jest przemocy, agresji, złych wzorców, a psychika dziecka jest przecież jak gąbka – wiele przyjmie, chłonie, ile się da, a późnej trzyma jak marmur…
– „Rodzina słowem silna” – jak Państwo rozumieją to hasło?
– Słowo jest w rodzinie ważne; słowo mówione – ale przede wszystkim słuchane. Nie chodzi o to, by słów padało wiele, ale by wzajemnie siebie słuchać, być otwartym na drugiego, bliskiego człowieka, na jego uczucia, potrzeby, problemy. Gdy rodzina potrafi ze sobą rozmawiać, jest otwarta na słowo płynące z ust jej członków, może wzajemnie się słuchać.
Po rozmowie dzieci pokazały mi książkę swojego taty – „Opowiadania o dzieciństwie kardynała Stefana Wyszyńskiego”. Pani Hanna i pan Piotr od czasów studenckich należą do Rodziny Rodzin, stąd zainteresowanie Prymasem Tysiąclecia. Dzięki tej książce nawiązali kontakt z Janem Pawłem II. Obejrzeliśmy też wspólnie zdjęcia rodzinne, m.in. z chrztu Marysi, którego udzielił jej w Rzymie Papież Polak. Nie było mi łatwo rozstać się z tą rodziną. Mimo że rozmawialiśmy dość krótko, słowa, które padały, zbudowały chyba między nami jakąś pozytywną więź.