Żeby leczyć dzieci...
Poczucie beznadziei
Kameruńczycy, wśród których jest wielu bardzo ubogich ludzi, muszą płacić dosłownie za wszystko, począwszy od zmierzenia ciśnienia, po zakup rzeczy potrzebnych do operacji. W tym ostatnim wypadku pacjent otrzymuje listę sprzętów i leków, które musi donieść, a wielu z nich zresztą nie ma nawet w przyszpitalnej aptece… Rodzi to, zwłaszcza u rodziców, poczucie bezradności i beznadziei. Niestety nie ma wyjątków i jeśli kogoś nie stać na zabieg ratujący życie, po prostu nie zostanie on przeprowadzony.
Wiele dzieci nie jest więc w ogóle leczonych lub ratuje się ich zdrowie wyłącznie domowymi metodami. Widok ich smutnych, zrezygnowanych twarzy chwyta za serce. Tym bardziej że brak pomocy prowadzi nieraz do poważnych powikłań skutkujących kalectwem i deformacjami ciała. Misjonarze opowiadają o tym z wielkim bólem i starają się robić wszystko, by nikt nie pozostał bez opieki. W tym celu finansują leczenie potrzebującym, kupują leki, wspierają na stałe kilkuset podopiecznych. Współdziałają też z polskimi siostrami, które prowadzą przychodnie w różnych miejscach Kamerunu. Ich działania przywracają wielu dzieciom i ich rodzicom radość.
Ośrodek zdrowia w buszu
Siostra Anuncjata ze Zgromadzenia Sióstr Opatrzności Bożej prowadzi przychodnię w misji Essiengbot, która mieści się w buszu. Dzieli się swoim doświadczeniem:
‒ Nie wyobrażam sobie, żeby nas tu nie było. Życie tutejszych mieszkańców i tak jest ciężkie. Bez pomocy medycznej byłoby nie do zniesienia.
Siostra przytacza historię Charlesa, który trafił do przychodni ze skokiem ciśnienia. Po pilnej interwencji został odwieziony do szpitala, gdzie lekarz powiedział, że gdyby nie błyskawiczna reakcja sióstr, pacjent nie miałby szans na przeżycie. Podobnych przypadków zdarza się więcej.
Misja udziela też wsparcia m.in. kobietom w ciąży, które potrafią iść wiele kilometrów przez busz, aby otrzymać pomoc przy porodzie. Poza tym siostry prowadzą również profilaktykę, wykonując szczepienia i rozdając moskitiery nasączone płynem odstraszającym komary, które przenoszą malarię.
Pomoc na wagę życia
W Wielkim Poście w sposób szczególny myślimy o pełnieniu uczynków miłosierdzia. Są nimi m.in. odwiedzanie chorych i pomoc potrzebującym. Nie możemy bezpośrednio pocieszyć najmłodszych w Kamerunie, ale możemy sfinansować ich leczenie. Mariańscy misjonarze opiekują się dziećmi i młodymi ludźmi chorującymi na epilepsję, którzy muszą regularnie brać leki. Marie opowiada:
‒ Mam 22 lata i od dawna choruję na epilepsję. Kiedyś uniemożliwiało mi to normalne funkcjonowanie. Jako dziecko podczas jednego z ataków wpadłam do ogniska. Do dziś noszę blizny po tamtym zdarzeniu. Na szczęście trafiłam na misjonarzy, którzy wspierają moje leczenie. Od tego czasu moje życie bardzo się zmieniło.
Gorąca prośba
Niestety koszty leków, transportu chorych do szpitala, finansowania operacji są ogromne. Misjonarze są jedynie pośrednikami dobra, przekazują to, co sami otrzymali. Wspierają podopiecznych i przychodnie prowadzone przez siostry zakonne, które jako jedyne pomagają osobom ubogim. Proszę Cię bardzo, wspomóż leczenie chorych dzieci w Kamerunie swoją jałmużną i pamiętaj o nich w modlitwie!
Pomóż chorym dzieciom w Kamerunie
39 zł Tyle kosztuje dawka leku na malarię.
351 zł Tyle kosztuje operacja usunięcia wyrostka robaczkowego.
113 zł To koszt transfuzji krwi (koniecznej np. przy ciężkiej anemii).
Ofiary prosimy wpłacać na konto: Centrum Pomocników Mariańskich przy Zgromadzeniu Księży Marianów Bank Pekao S.A. VII O/Warszawa 60 1240 1109 1111 0010 7752 5847
Tytułem: Kamerun – leczenie.
Dziękujemy za hojność! Niech Pan Bóg Ci błogosławi!