Opiekowała się mną Maryja
Patrząc wstecz, wyraźnie widzę,
że całe moje życie aż do najdrobniejszych szczegółów
zostało zaplanowane przez Bożą Opatrzność.
że całe moje życie aż do najdrobniejszych szczegółów
zostało zaplanowane przez Bożą Opatrzność.
Urodziłam się 31 lipca 1923 r. jako czwarta z sześciorga dzieci w rodzinie rzemieślniczej, w miejscowości Uhowo Łapy, w woj. białostockim. W czasie okupacji niemieckiej zdobyłam wykształcenie zawodowe w zakresie krawiectwa i dziewiarstwa.
Gdy miałam 14 lat, zaczęłam odczuwać w swej duszy głos powołania do życia zakonnego. Nigdy nie wątpiłam, że ów głos pochodzi od Pana Boga. Nie przypuszczałam jednak, że na mojej życiowej drodze staną jeszcze bardzo trudne zadania.
24 lipca 1938 r. umarła moja matka, w wieku zaledwie 38 lat. Żegnając się z nami, powiedziała: „Ja już od was odchodzę, a waszą matką będzie teraz Matka Najświętsza”, i prosiła mnie, żebym zaopiekowała się najmłodszą moją siostrzyczką, która miała dopiero rok i 3 miesiące. Prośbę tę przyjęłam jako testament umierającej matki. Przy śmierci mamy byliśmy wszyscy, ja trzymałam malutką siostrzyczkę na rękach. Zawierzyłam naszą rodzinę Matce Najświętszej, modliłam się i płakałam, prosiłam o Jej matczyną opiekę nad nami. Mając zaledwie 15 lat, zajęłam się wychowaniem najmłodszej siostry. Któregoś dnia, gdy miała 3 lata, przyszła do mnie zapłakana. Zapytałam: „Co się stało, czemu płaczesz?”. A ona mi odpowiedziała: „Dlaczego wszystkie dzieci mają mamy, a ja nie mam?”. Przytuliłam ją, ucałowałam i powiedziałam: „Masz mnie, ja ci mamę zastąpię”. Uspokoiła się i już więcej z tego powodu nie płakała.
Podczas II wojny światowej zostaliśmy wysiedleni, dom był całkowicie zniszczony. Musiałam się ukrywać, bo chciano mnie wywieźć na roboty do Niemiec. Matka Najświętsza opiekowała się nami i nikomu nic złego się nie stało. W dalszym ciągu głos wewnętrzny przypominał mi o moim powołaniu do życia zakonnego. Pragnęłam głębszego życia wewnętrznego. Czytałam dużo książek ascetycznych. Miałam stałego kierownika duchowego, który pomagał mi prowadzić życie duchowe. Ciągle modliłam się, żeby nie stracić powołania. W głębi duszy byłam przekonana, że to jest wielka łaska i bezcenny skarb dany mi od Pana Boga. Dopiero w 1945 r. mogłam podjąć próby znalezienia zgromadzenia zakonnego, a to dzięki mojej starszej siostrze, która już wróciła z okupowanej przez Niemców Warszawy i zwolniła mnie ze wszystkich obowiązków rodzinnych.
Pukałam do wielu furt zakonnych, ale wszędzie odmawiano mi przyjęcia. Pewnego razu spotkałam się z ks. Antonim Zalewskim, moim kierownikiem duchowym, który powiedział mi: „Radziłbym ci wstąpić do Zgromadzenia Sióstr Loretanek, znam je dobrze”. Napisał list i polecił mi zgłosić się z nim do matki generalnej. Gdy ówczesna przełożona generalna, matka Izabela, przeczytała ten list, stwierdziła: „Dziecko, jest wolą Bożą, żebyś została w naszym zgromadzeniu”. Ogromnie się ucieszyłam i od pierwszego dnia poczułam się na swoim miejscu. Jestem przekonana, że to bł. ks. Ignacy Kłopotowski chciał, żebym została w założonym przez niego zgromadzeniu. Każdego dnia dziękuję dobremu Bogu i Matce Najświętszej za łaskę powołania zakonnego. Naprawdę „Pan uczynił mi wielkie rzeczy”.
Gdy miałam 14 lat, zaczęłam odczuwać w swej duszy głos powołania do życia zakonnego. Nigdy nie wątpiłam, że ów głos pochodzi od Pana Boga. Nie przypuszczałam jednak, że na mojej życiowej drodze staną jeszcze bardzo trudne zadania.
24 lipca 1938 r. umarła moja matka, w wieku zaledwie 38 lat. Żegnając się z nami, powiedziała: „Ja już od was odchodzę, a waszą matką będzie teraz Matka Najświętsza”, i prosiła mnie, żebym zaopiekowała się najmłodszą moją siostrzyczką, która miała dopiero rok i 3 miesiące. Prośbę tę przyjęłam jako testament umierającej matki. Przy śmierci mamy byliśmy wszyscy, ja trzymałam malutką siostrzyczkę na rękach. Zawierzyłam naszą rodzinę Matce Najświętszej, modliłam się i płakałam, prosiłam o Jej matczyną opiekę nad nami. Mając zaledwie 15 lat, zajęłam się wychowaniem najmłodszej siostry. Któregoś dnia, gdy miała 3 lata, przyszła do mnie zapłakana. Zapytałam: „Co się stało, czemu płaczesz?”. A ona mi odpowiedziała: „Dlaczego wszystkie dzieci mają mamy, a ja nie mam?”. Przytuliłam ją, ucałowałam i powiedziałam: „Masz mnie, ja ci mamę zastąpię”. Uspokoiła się i już więcej z tego powodu nie płakała.
Podczas II wojny światowej zostaliśmy wysiedleni, dom był całkowicie zniszczony. Musiałam się ukrywać, bo chciano mnie wywieźć na roboty do Niemiec. Matka Najświętsza opiekowała się nami i nikomu nic złego się nie stało. W dalszym ciągu głos wewnętrzny przypominał mi o moim powołaniu do życia zakonnego. Pragnęłam głębszego życia wewnętrznego. Czytałam dużo książek ascetycznych. Miałam stałego kierownika duchowego, który pomagał mi prowadzić życie duchowe. Ciągle modliłam się, żeby nie stracić powołania. W głębi duszy byłam przekonana, że to jest wielka łaska i bezcenny skarb dany mi od Pana Boga. Dopiero w 1945 r. mogłam podjąć próby znalezienia zgromadzenia zakonnego, a to dzięki mojej starszej siostrze, która już wróciła z okupowanej przez Niemców Warszawy i zwolniła mnie ze wszystkich obowiązków rodzinnych.
Pukałam do wielu furt zakonnych, ale wszędzie odmawiano mi przyjęcia. Pewnego razu spotkałam się z ks. Antonim Zalewskim, moim kierownikiem duchowym, który powiedział mi: „Radziłbym ci wstąpić do Zgromadzenia Sióstr Loretanek, znam je dobrze”. Napisał list i polecił mi zgłosić się z nim do matki generalnej. Gdy ówczesna przełożona generalna, matka Izabela, przeczytała ten list, stwierdziła: „Dziecko, jest wolą Bożą, żebyś została w naszym zgromadzeniu”. Ogromnie się ucieszyłam i od pierwszego dnia poczułam się na swoim miejscu. Jestem przekonana, że to bł. ks. Ignacy Kłopotowski chciał, żebym została w założonym przez niego zgromadzeniu. Każdego dnia dziękuję dobremu Bogu i Matce Najświętszej za łaskę powołania zakonnego. Naprawdę „Pan uczynił mi wielkie rzeczy”.
s. Bonitacja M. Górzyńska CSL
Czytelnia: