Zły na Pana Boga?

A może twój codzienny krzyż poukładał historię twojego życia nie tak, jak sobie to wyobrażałeś? A jeśli tak, czy miałeś odwagę powiedzieć o tym Bogu?
     Współcześnie możemy zaobserwować w życiu duchowym dwie skrajności: albo psychologizujemy wszystkie doświadczenia religijne, albo odrzucamy taki punkt widzenia z obawy przed wchodzeniem w niepotrzebne analizy zbyt oderwane od życia wiary.

Bądź prawdziwy
Konieczna jest jednak świadomość, że w relację z Bogiem wchodzimy całym sobą, także z naszymi uczuciami, i to nie tylko tymi przyjemnymi.
     – Wiele osób, głównie w obawie przed karą, nie dopuszcza do siebie myśli, że są wściekłe na Pana Boga – mówi Aneta Szczykutowicz, psycholog, trener, od kilkunastu lat zaangażowana we wspólnotę Drogi Neokatechumenalnej. – Nie mają do Niego zaufania, boją się Go. Próbują przeżywać swoją duchową drogę, zaprzeczając tym uczuciom (bo „są niedobre, niedozwolone”), trwając na modlitwie w pewnym dysonansie. Inni mają problem z przeżywaniem przyjemnych uczuć względem Pana Boga, takich jak radość, wdzięczność.
     Dlaczego tak się dzieje? Prawdopodobnie dlatego, że Pana Boga traktujemy „po ludzku”, jak naszego ziemskiego, nierzadko niedoskonałego tatę, wobec którego z obawy przed konsekwencjami nie okazujemy emocji. Innym powodem jest brak szczerej relacji z Panem Bogiem – traktujemy Go tak, jak byśmy musieli wobec Niego wyłącznie spełniać religijne rytuały. A Pan Bóg oczekuje przede wszystkim relacji z nami prawdziwymi, niezamaskowanymi.
     – Pan Bóg stworzył istotę ludzką ze wszystkimi jej sferami: fizyczną, psychiczną i duchową, więc nic, co ludzkie, nie jest Mu obce – a tym bardziej uczucia. Jako psycholog często zachęcam moich klientów, aby mówili, co im w duszy gra, a nie to, co myślą, że chciałabym usłyszeć. Bez kontaktu z własnymi uczuciami nie można iść dalej w terapii. To samo dotyczy naszego rozwoju duchowego. Pan Bóg jest cierpliwy – „przeżyje” nasz gniew i bunt, co więcej, uleczy nasze rany zadane emocjami – podkreśla nasza rozmówczyni.

Foch na modlitwie
     Był czas, kiedy co chwilę obrażała się na Pana Boga, bo nie wysłuchiwał, a raczej nie spełniał jej próśb. Miała z tego powodu wyrzuty sumienia.
     – Na jednym z kazań usłyszałam, że możemy obrażać się na Pana Boga, wykłócać się z Nim, być na Niego wściekłymi, bo przecież królestwo Boże zdobywają gwałtownicy. Od tamtej pory na modlitwie wieczornej wszystkie uczucia względem Boga – od złości, po frustrację i fochy – okazywałam bardzo wyraźnie – mówi Joanna Duda, doktorantka teologii. – Te modlitwy, a raczej krzyki na Pana Boga, oczyściły mnie z negatywnych emocji, które przez cały dzień się we mnie zbierały. Po kilku tygodniach takich modlitw poczułam wielką miłość do Boga Ojca za to, że pomimo moich wybryków On czekał, aż mi przejdzie i będziemy mogli normalnie sobie pogadać – dodaje nasza rozmówczyni. Wtedy zrozumiała, że jesteśmy pełni emocji. A skoro tak, to dlaczego nie powiedzieć o nich Panu Bogu, który kocha nas miłością doskonałą i z cierpliwością to wszystko przyjmie. – I chyba woli takie modlitwy od tych „poprawnych”, bo są szczere i wypływające prosto z serca – kwituje Joanna.

Jak On mógł się tak zachować?
     W swojej osobistej relacji z Bogiem Mateusz Miernik, mąż Bożeny, doświadcza całej gamy uczuć. Od zachwytu połączonego ze wzruszeniem po złość i poczucie niezrozumienia.
     – W pewnym sensie wiem, że tego typu doświadczenia są przede wszystkim informacją o mnie samym, o tym, co jest dla mnie ważne lub czego się boję. Kiedyś zrozumiałem, że doświadczanie uczuć, nawet tych najbardziej przykrych, nie ma znaczenia moralnego. Dopiero czyny można oceniać w kategoriach dobra lub zła – wskazuje nasz rozmówca, dodając, że być człowiekiem oznacza również przeżywać uczucia.
     Przecież to Bóg nas stworzył. A więc możliwość przeżywania uczuć otrzymaliśmy od Niego.
     – Kiedyś przez kilka tygodni przygotowywałem się do wyjazdu w góry i zdobycia zaplanowanego szczytu. W dniu, w którym miała odbyć się wspinaczka, okazało się, że pogoda zupełnie uniemożliwia chodzenie po górach. Wtedy, idąc szlakiem i czując, że za chwilę trzeba będzie zawrócić, poczułem gniew na Pana Boga i bardzo jasno Mu go wypowiedziałem. Mówiłem, że absolutnie nie rozumiem tego, jak On mógł się tak zachować… Tygodnie przygotowań, wyrzeczenia i cała podróż ma się skończyć kilka kroków od schroniska… Finalnie szczyt został zdobyty. I choć na początku było mi trochę głupio, że w pewnym sensie nakrzyczałem na Pana. Mimo to miałem w sercu pokój. Zrozumiałem, że ta „kłótnia” była przede wszystkim prawdziwa. Powiedziałem Bogu, co o tym wszystkim myślę. Bez ubierania w wyuczone i delikatne słowa – opowiada Mateusz.
     Z pewnością wielu z nas lubi się modlić psalmami. Ich autor przeżywa cały wachlarz emocji, od poczucia wielkiej radości i wdzięczności wobec Boga, szczęścia, że Jego Opatrzność czuwa nad człowiekiem po – powiedzielibyśmy – uczucia skrajnie depresyjne, gdy woła „z dołu zagłady”. I otwarcie mówi o tym Bogu. Czy my też potrafimy?

Monika M. Zając