Wiersze różne (8)

Cyganka
Cyganka losy nam wróżyła
Rozłąką nocy naznaczone
Kiedy rzekliśmy żegnaj do nie
Nadzieja z głębin zaświeciła

Miłość niedźwiedź oswojony
Tańczyła ciężko i łaskawie
Ściszało się żebraków Ave

I zimorodek piórka ronił

Wierzymy cierpień swoich pewni
Że miłość w drodze napotkamy
I wpół objęci rozmyślamy
O tej cygańskiej przepowiedni

***

Do Magdaleny

Przyciskam twoje wspomnienie jak prawdziwe ciało
Czy to co moje ręce mogłyby wziąć z twej piękności
Czy to co moje ręce mogłyby wziąć pewnego dnia
Będzie bardziej rzeczywiste
Któż może zawładnąć magią wiosny
I czy to co można by wtedy zdobyć nie jest mniej jeszcze rzeczywiste
I bardziej ulotne niż wspomnienie
A przecież dusza bierze w posiadanie duszę nawet z daleka
Bardziej głęboko i bardziej wyłącznie

Niż ciało może uścisnąć ciało
Moje wspomnienie ukazuje mi ciebie jak obraz Stworzenia
Ukazywał się Bogu siódmego dnia
Magdaleno moje piękne dzieło
Które nagle stworzyłem
Twoje drugie narodziny
Nicea Arcs Tulon Marsylia Prunay Wez Thuizy Courmelois
Beaumont-sur-Vesle
Mourmelon Cuperly Laval St-Jean-sur-Tourbe Le Mesnil Hurlus

Perthes Hurlus Oran Algier
Podziwiam moje dzieło
Jesteśmy jedno dla drugiego jak bardzo odległe gwiazdy
Które przesyłają sobie światło
Pamiętasz
Moje serce
Chodziło od drzwi do drzwi jak żebrak
A ty dałaś mi jałmużnę która wzbogaciła mnie na zawsze
Kiedy wreszcie oczyszczę moje czarne sztylpy

Na wielką kawalkadę
Ku tobie
Czekasz mnie z biednymi pierścionkami na palcach
Pierścionkami z aluminium bladego jak nieobecność
I czułego jak wspomnienie
To metal naszej miłości podobny do brzasku
O listy drogie listy
Czekasz na wieści ode mnie
A ja z największą nadzieją

Wypatruję na wielkiej równinie gdzie jak pragnienie otwierają
się okopy
Białe okopy blade
Zbliżającego się żołnierza z pocztą
Kłęby much wznoszą się jego śladem
To nieprzyjaciel chciałby go zatrzymać w drodze
I kiedy cię czytam
Wyruszamy w nie kończącą się podróż
Jesteśmy sami

Śpiewam dla ciebie swobodnie i wesoło
I słyszę w odpowiedzi twój czysty głos
Pora już by rozbrzmiała wreszcie ta harmonia
Nad krwawym oceanem tych nieszczęsnych lat
Każdy dzień jest okrutny i słońce jest raną
Z której na próżno upływa krew wszechświata
Pora już Magdaleno by podnieść kotwicę

Wiersze Guillaume Apollinaire