Rozważania ponowne

Wtedy to ja – to ja, przytomna mojemu ocknieniu,
jak człowiek w przejrzystym nurcie przytomny własnemu odbiciu
- nagle dźwignięty z zwierciadła i przeniesiony w siebie
oddech tamuje zdumiony, nad światłem się własnym kołysząc.
Jak zostałam dźwignięta – nie wiem. Choć byłam przytomna
sobie – przedtem – i potem – sobie…
rozgraniczona – czyżby tylko przebudzeniem?
i prostym otwarciem ściany, przez którą chodziłam dotąd,
nie wiedząc, że mnie dzieli ode mnie samej
- i nie tylko ode mnie.
O, jakże zostałam dźwignięta. Choć wszystko jest jak dawniej:
Z tamtego wzgórza muły zsuwają się jak co dzień juczne.
Świat się podnosi i miarowo opada w blask domów
Niesionych błękitem powietrza – (na próżno, na próżno) –
Znów lamp palonych w pośrodku oczekiwanych gwiazd –

*

Ten ciężar, który ze mnie wyjąłeś – ja rozpoznam dopiero powoli
miarą własnego znużenia wśród tylu, tylu walk,
gdy zechcę wydobyć ze siebie jakąś cząstkę tej prostej harmonii,
Którą Ty masz bez trudu – i bez miar.

Popatrz – a we mnie nie bez trudu ją miałeś
- tę cząstkę. Przecież wiem, że nie zawisło w próżni
to brzemię, które ze mnie wyjąłeś –
którego żadna z wag nie odważy – i nie odróżni.

Więc nie-odróżnionym ważę – i nie-odróżnionym znów jestem lekka.
Tak lekkim staje się płomień uniesiony z zeschłego drzewa
łukiem świetlanym,
który wokół siebie podważa nocy rozległe wieko.

Jan Paweł II: