Cierpliwość

     Pismo święte nieraz mówi o cierpliwości Boga, który czeka na nasze nawrócenie i naszą pokutę, który puka do naszych drzwi i czeka aż Mu otworzymy, który nie pozwala sługom swoim wyrywać kąkolu przed czasem żniwa i karci uczniów wzywających ogień z nieba na miasto, które Go nie chciało przyjąć. Ta cierpliwość Boża jest tajemnicą, która ludzi niepokoi i nawet czasem gorszy. Nie myśląc o tym, że tej cierpliwości i „długomyślności” Boga zawdzięczają to, że jeszcze nie zginęli, gorszą się, gdy widzą tę cierpliwość w stosunku do innych. Często się słyszy: gdyby był Bóg, niezawodnie widziałby to wszystko, co się dzieje na świecie, ile jest niesprawiedliwości i nieprawości wszelkiego rodzaju, ile krzywdy i niewinnego cierpienia, ile panoszenia się pychy i brutalności, wyzysku i wszelkiego rodzaju zbrodni. Jest i wojujące bezbożnictwo, które bezpośrednio zwalcza i ośmiesza Boga i wiarę w Niego, a wszystko to jakoś dzieje się i trwa bezkarnie. Daremno czekamy na objawienie się karzącej ręki Bożej, biorącej w obronę uciśnionych przed uciskającymi. Ponieważ jest rzeczą niemożliwą, by Bóg był aż tak cierpliwy, więc jedyny wniosek: Bóg w ogóle nie istnieje.
     Ten, który jest Panem wszystkiego, który ma wszystko w ręku, nie spieszy się z interwencją karzącą, pozwala wszystkiemu róść aż do czasu żniwa. Najdziwniejsze w tym wszystkim to, że przecież grzech jest Jego osobistą obrazą, a On jednak woli dopuścić obrazę swego nieskończonego Majestatu aniżeli zgubić człowieka, którego umiłował...
     Cierpliwość Boga niestrudzenie mi przebacza i czeka na moją poprawę, znosi moją tępotę beznadziejną i powolność mego duchowego rozwoju. Cała historia Izraela jest historią tej cudownej miłosnej cierpliwości Jahwe wobec tępoty ludzkiego umysłu i serca w tym umiłowanym narodzie, który wciąż niestrudzenie błądzi (semper hi errant corde — zawsze błądzą w sercu; por. Ps 95,10). Jahwe nie tylko czeka na Izraela, ale i niestrudzenie go upomina tak, że można również powiedzieć, że historia Izraela jest historią tego ustawicznego, niezmordowanego upominania.
     W tej perspektywie biblijnej przełożony łatwiej zrozumie bezowocność tylu swoich wysiłków, nauk, upomnień, nie będzie się tym zniechęcać, że trzeba wciąż zaczynać od ABC. Przełożony, który nastawiony jest na szybkie sukcesy i bez tych szybkich sukcesów się zniechęca, to marny przełożony. Jest w całej naturze jakaś cierpliwość. Nawet drzewo zasadzone nad strumieniami wód nie przynosi owocu od zaraz, ale in tempore suo — w swoim czasie (Ps 1,3), nawet ziarno, które upadło na doskonałą ziemię, nie wykiełkuje od razu i nie stanie się od razu żniwem, ale „in patientia”. O tą cierpliwość woła do nas każdy człowiek słowami niewypłacalnego dłużnika: Miej cierpliwość nade mną, a oddam ci wszystko (por. Mt 18,23–35), miej litość, nie żądaj od razu...
     Niecierpliwość, pragnienie szybkich efektów jest bardzo niebezpieczne w duszpasterstwie w ogóle a tym bardziej na przełożeństwie zakonnym. W duszpasterstwie ta niecierpliwość prowadzi do wielu fałszywych kroków, do chwytów powierzchownych i teatralnych bardzo mało skutecznych, które denerwują i drażnią wiernych. Wiele jest w duszpa-sterstwie pozornych sukcesów. Wydaje się, że coś się robi, bo jest dużo ruchu, dużo szumu, ale wkrótce nie zostaje z tego nic, bo od początku nic nie było. Wprowadzało się zmiany, działanie było efektowne, ale nie miało głębi, było często ludzkie, powierzchowne, puste w środku i dlatego spłynęło po powierzchni, nie pozostawiwszy śladu. Podobnie może być i w klasztorze, gdzie przełożony niecierpliwie pragnie, aby się coś działo. Nie zostanie z tego nic, owszem pozostaną kwasy i zmniejszony autorytet przełożonego.
     Ale przełożonemu bardzo potrzebna jest również cierpliwość ta, która znosi przeciwności, opory, cierpienia. Cierpliwość Boga objawiła się nam na drodze cierpienia, które przyjął, aby ludzi zbawić. Cierpienie, które oni sami Mu zadali, odrzucając Go, walcząc przeciwko Niemu, obróciło się na ich zbawienie, bo On „nie zważał na to, iż oni śmierć Mu zadają, lecz za nich umiera”. Zbawienie i uświęcenie ludzi było tak niesłychanie trudnym zadaniem, że nie wystarczyły upomnienia wszystkich proroków, nie wystarczyły nawet słowa i upomnienia najdoskonalszego Pasterza, trzeba było ofiary przebłagania, która miała się dokonać drogą jakby unicestwienia samego Zbawcy. Od tego momentu wszyscy ci, którzy w szczególny sposób powołani są do zbawienia innych, jak przełożeni, nie mają ostatecznie innej drogi jak droga osobistego wyniszczenia w łączności z Jego Ofiarą jedyną zbawczą. Trudno przecenić znaczenie umiejętności znoszenia zła dla przełożonych (por. Iz 50). Niemało jest przełożonych zgorzkniałych po latach przełożeństwa. Trzeba mieć w sobie taki zapas słodyczy, by móc przyjąć zawody, niewdzięczności, krzywdy, a pośród tego wszystkiego nie zgorzknieć, nie stracić ani słodyczy ani optymizmu. Bardzo ważną rzeczą dla przełożonych jest prosta wiara, że ofiarą osobistą w łączności z Chrystusem i znoszeniem zła, mogą zrobić więcej i wpłynąć skuteczniej niż wielu dobrymi inicjatywami. Chyba można powiedzieć bez zuchwalstwa, że cierpienie przełożonego ma jakieś specjalne znaczenie soteriologiczne, skoro jego osoba i działanie jest jakimś uobecnieniem Zbawiciela dla społeczności zakonnej.
Czytelnia: