Nas dwoje?! - nastroje

     Krystyna i Waldemar od początku znajomości zapałali do siebie intensywnym zainteresowaniem, które po pewnym czasie przemieniło się w miłość pełną troski i wspólnej radości z bycia razem. Jakże byli szczęśliwi…
     On, na godzinę przed spotkaniem zamykał się w łazience, by z mężczyzny o przeciętnej urodzie zmienić się w jedynego w swoim rodzaju WALDEMARA – pachnącego, o twarzy delikatnej jak skóra niemowlęcia (nowa maszynka, z najwyższej półki w hipermarkecie plus skuteczny krem do golenia, testowany dermatologicznie, czyli czego się nie robi dla miłości!).

     Ona, po wizycie u kosmetyczki, kąpieli w pianie i po zabalsamowaniu ciała, ubrana w najnowszy ciuch, podkreślając swój wdzięk różową pomadką – oczekiwała wybranka, raz po raz spoglądając w okno. Lekkie drżenie serca mówiło, że nadchodzi.
     Któregoś dnia Waldemar podjął decyzją swego życia: „Ożenię się z nią”. Czym prędzej kupił pierścionek; uklęknął; wyznał to, co miał wyznać; poprosił; otrzymał zgodę… Był piękny ślub i huczne weselisko. Młodzi udali się do swego gniazdka – malutkiego mieszkanka przy skwerku w ich rodzinnym mieście. Rozpoczęli małżeńskie życie. Drobne pensyjki obojga wystarczały na praktycznie wszystkie wydatki związane z mieszkaniem i wyżywieniem.
     Sielanka, idylla, swawola… przez pierwszy miesiąc. A potem?!
     Okazało się, że Waldemar niekoniecznie lubi oglądać M jak Miłość czy Na dobre i na złe („Jak to możliwe, przecież ten Pawica jest taki wspaniały?!”) i zdecydowanie woli piłkę nożną („Banda dryblasów uganiająca się za jedną piłką!”), a na dodatek rozrzuca ubrania, lubi tylko dania tradycyjne („Wolał kotlet mielony zamiast mojej hawajskiej sałatki!”) i w ogóle nie rozumie Krystyny („Powinien wyczytać w moich oczach, że marzę, by zrobił mi kiedyś kolację przy świecach, naprawił kran w kuchni, powiesił wreszcie obrazek w pokoju, porozmawiał ze mną o moich rozdwajających się końcówkach włosów...”).
     Z drugiej strony wygląda to tak: Krystyna musi wreszcie zrozumieć, że nie interesują mnie losy jakiegoś lekarzyny – jak on się tam uchował?! Że to nie jest piłka nożna tylko koszykówka; że nie znoszę jarskich dań; że nie potrafię gotować i nie mam czasu na rozmowy o bzdurach takich, jak odżywka do włosów!!! Warto dodać, że poranne nawyki okupowania przez Krystynę łazienki („Spóźnię się do pracy!”), zostawiania wszędzie przez nią tipsów („Dlaczego mam w bucie sztuczne paznokcie!!!”), bezustanne oglądanie seriali („A na dwójce «Panorama»!”), jeśli nie doprowadzały Waldemara do pasji, to w każdym razie wywoływały u niego psychiczny dyskomfort .

I co teraz?

     Spokojnie, to normalne… Ślub i wesele rozpoczyna najwspanialszą przygodę, jakąkolwiek Pan Bóg mógł dać człowiekowi. Rozpoczęcie małżeństwa pod pewnym względem przypomina wyjazd do Afryki, naukę nurkowania w lagunach lub wypad w Tatry (a przynajmniej do Doliny Kobylańskiej), by się powspinać…
Piękna przygoda, ale bez przygotowania – niebezpieczna. Aby uniknąć tego niebezpieczeństwa, trzeba już w okresie narzeczeństwa zaszczepić się na trudności, kupić sprzęt do nurkowania w głębię drugiej osoby i założyć uprząż wspinaczkową, by bezpiecznie zdobywać szczyty miłości. Ślub rozpoczyna okres szczęścia i… pracy.
     Krystyna i Waldemar przechodzą właśnie kryzys ślubu. Odnajdują siebie w nowych rolach: męża, żony… Poznają coraz lepiej swoje nawyki, przekonania, postawy – niektóre z nich – bardzo irytujące. Dodatkowo okazuje się, że mamusia Waldemara nie jest tak doskonała, jak się wydawała przed ślubem… Zamieszkanie razem na zawsze to wyzwanie, któremu sprostać może tylko miłość.
Trudności są chlebem powszednim małżonków. Muszą oni poradzić sobie z frustracjami, problemami, irytacją („Znowu zostawił niedokręconą pastę do zębów!”). Muszą w części zrezygnować z autonomii na rzecz wspólnoty osób. Ale warto!

Jak temu zaradzić?!

     Rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać o tym, co się nie podoba, ustalać reguły, modyfikować je, poddawać dyskusji… Robić to z miłością i w sposób nieraniący współmałżonka. A przede wszystkim popracować nad sobą, nad relacją do drugiej osoby; nauczyć się odkładać dumę na bok, przyznawać się do błędów w zaufaniu, że współmałżonek zrozumie i nie wyśmieje…

Elżebieta
Miłość: